Feeds:
Wpisy
Komentarze

Bogusław Polch zasłynął dzięki niezwykle pieczołowitym, pełnym detali rysunkom, a wiele albumów które stworzył, nadal stanowi niezwykle przyjemną lekturę. Prywatnie serię o Ais uwielbiam, Tomek Grot to także bardzo ciekawe doznanie, a album Rycerze Fair Play naprawdę przyjemnie jest poczytać. A jest jeszcze Spotkanie, Funky, Geralt, Żbik i wiele, wiele więcej!

Kolejną grafikę dedykujemy temu niezwykłemu artyście. I ponownie, przy jej tworzeniu zebrała się grupka także niezwykłych osób:

  • Piotrek, współautor fanpejdżu Kultowe komiksy z czasów PRL-u, prawdziwy pasjonat i miłośnik komiksów z tamtych czasów.
  • Robert Radomski prawdziwy kolekcjoner i znawca starego komiksu, o ogromnej wiedzy na temat komiksu prasowego i nie tylko.
  • Łamignat, czyli Radosław Gieremek, działający w Fundacji Kreska, miłośnik twórczości Christy, ale także o ogromnej wiedzy na temat innych twórców.
  • Kapral czyli Krzysiek Janicz, także miłośnik twórczości Janusza Christy, autor doskonałych opracowań zawartych we wszystkich tomach Złotej Kolekcji Kajko i Kokosza.

Ale to nie wszyscy zapaleńcy! Nie mogło tutaj zabraknąć Daniela Koziarskiego, który jest współautorem książki poświęconej Polchowi: „Polch. Kowal od komiksów”!

Serdecznie chciałbym także podziękować Wojtkowi, znanemu na forum Komikspec jako Mertusor, którego pozytywne nastawienie, chęć wyszukiwania najróżniejszych dziwolągów, i ogólnie fajne podejście do naszej wspólnej pasji spowodowało, że będzie obecny (mam nadzieję) także przy kolejnych projektach.

Ale główna gwiazdą dzisiejszego wieczora jest oczywiście Bogusław Polch, tak więc serdecznie zapraszamy:

Link do grafiki w wysokiej rozdzielczości (plik ma 13 MB)
WordPress coraz bardziej głupieje, więc na wszelki wypadek, grafika do ściągnięcia w archiwum zip.

Wcześniejsze grafiki:

Klasyka Polskiego Komiksu:

Marvel/DC:

Gry:

Właśnie ukazała się niezwykła publikacja klubowa, poświęcona, i będąca jednocześnie hołdem, Mistrzowi Polskiego Komiksu: Tadeuszowi Baranowskiemu. Autor tego projektu, Paweł Jezierski, zaprosił wiele osób do jej współtworzenia, co zaowocowało całkiem pokaźnym zbiorem tekstów, przemyśleń, esejów i analiz. Publikację, w formacie pdf, możecie ściągnąć z portalu Klubu Miłośników Fantastyki Sagitta. Bardzo polecam, gdyż to twór robiony z prawdziwym serduszkiem, od fanów dla fanów.

Mały przerywnik w grafikach komiksowych, sklecony nieco na boku. Seria The Legend of Zelda pod wieloma względami jest niesamowitym produktem, a o niej, jak i każdej z gier wchodzącej w jej ramy, można by rozmawiać godzinami. Grafika jest oczywiście przedstawiona w sposób bardzo uproszczony, ale może kogoś zachęci do zapoznania się z tymi grami? Tym bardziej, że ostatnia odsłona Breath of the Wild była rewelacyjna, a już w maju pojawi się bezpośrednia kontynuacja: Tears of the Kingdom.

Link do grafiki w wysokiej rozdzielczości (plik ma około 14 MB)

WordPress ostatnio coraz bardziej głupieje, więc na wszelki wypadek, grafika do ściągnięcia w archiwum zip.

Pozostałe grafiki:

Klasyka Polskiego Komiksu: Janusz Christa, Tadeusz Baranowski, Szarlota Pawel

Marvel/DC: Marvel NOW, NOW2.0, Fresh, Kosmos, DC NEW52, Odrodzenie, Sandman

Miał być przerywnik, coś, co się skleci relatywnie szybko, a okazało się, że z najnowszą grafiką zeszło nam ponad trzy miesiące! I w sumie nic dziwnego, wszak twórczość Szarloty Pawel była obecna w szeregu wydań albumowych, ale jednocześnie artystka ta stworzyła wiele historyjek, które chociaż opublikowane były na łamach gazety „Świat Młodych” i do dzisiaj niestety nie doczekały się żadnego wznowienia. Jeżeli do tego doliczymy wprost niezliczoną ilość rysunków, żartów, krótkich form komiksowych, a także ilustracji książkowych, to uwierzcie, jest w czym grzebać! A do tego dochodzi jeszcze aspekt stosowny nie tylko przez Szarlotę, czyli przerysowywanie i ponowne wykorzystywanie swoich pomysłów. Sam magazyn „Uśmiech Numeru” stanowił sporą zagadkę, gdyż owszem, wydania z pierwszych lat publikacji są powszechnie znane, ale ostatnie numery już nie były tak popularne, i nawet Biblioteka Narodowa nie ewidencjonuje wszystkich!

Przy powstawaniu grafiki zebrała się bardzo fajna ekipa:

  • Łamignat, czyli Radosław Gieremek, działający w Fundacji Kreska, autor wstępu do piątego tomu Złotej Kolekcji Kajko i Kokosza.
  • Piotrek, współautor fanpejdżu Kultowe komiksy z czasów PRL-u wielki miłośnik i znawca komiksów z tamtych czasów.
  • Robert Radomski, kolekcjoner i znawca starego komiksu, o ogromnej wiedzy na temat komiksu prasowego.
  • Kapral czyli Krzysiek Janicz, miłośnik twórczości Janusza Christy, autor doskonałych opracowań zawartych we wszystkich tomach Złotej Kolekcji Kajko i Kokosza.

Mam nadzieję, że chłopaki nie mają mnie dość, i w takim gronie spotkamy się przy kolejnych grafikach. Bo oczywiście, temat zamierzamy kontynuować, parę kolejnych już się kleci, a jedna jest nawet już „na ukończeniu”. Co więcej, liczę, że ekipa jeszcze się rozrośnie, zobaczymy co z tego wyjdzie. 🙂

Dodatkowo chciałbym serdecznie podziękować: Wydawnictwu MAC za udostępnienie okładek swoich publikacji, Tomaszowi Kołodziejczakowi z Wydawnictwa Egmont za odpowiedź na parę pytań, Tomaszowi za wycieczkę do Biblioteki Narodowej i obfotografowanie brakujących pozycji oraz użytkownikom forum KomikSpec szczególnie Mertusoriowi i Rodriguesowi!

W kwestii samej grafiki, nie trzymamy się sztywnych ram i sam układ nieco się zmienia, w przypadku Szarloty Pawel zastosowaliśmy podział wg serii które stworzyła, a także nie mogliśmy się oprzeć, by dodać choćby rozdział poświęcony magazynowi „Uśmiech Numeru”. Z którym zresztą była niezła zabawa, gdyż w końcu udało się zdobyć większość okładek, ale brakowało… jednej. Tomik ten ma Biblioteka Narodowa, wysłałem więc zamówienie reprograficzne, ale z powodu praw autorskich Biblioteka nie może niestety powielać i udostępniać takich materiałów. Ale można udać się osobiście i zrobić sobie we własnym zakresie skan lub zdjęcie. Do Warszawy mi nie po drodze, jednak znalazła się osoba, która udała się na takową misję, ukończoną na szczęście sukcesem! Szarlota Pawel zastosowała specyficzną, do tego bardzo urokliwą, czcionkę na tytuł „Jonka, Jonek i Kleks”, niestety trudno znaleźć prawie identyczną, by sklecić w podobnej formie pozostałe nazwy. Koniec końców przerysowałem wszystkie literki, dorysowałem brakujące, i wszystkie tytuły są utrzymane w podobnym stylu. Co strasznie mnie cieszy. 🙂 Oczywiście nie można zapomnieć o książkach, do których ilustracje, a nawet krótkie formy komiksowe, Szarlota Pawel stworzyła całkiem wiele. O różnym stylu, i muszę przyznać, że polowanie na te publikacje było także niezłą zabawą. Podobnych niuansów było więcej, ale już nie przynudzam.

Serdecznie zapraszamy:

Link do grafiki w wysokiej rozdzielczości (plik ma ponad 20 MB)

Pozostałe grafiki:

Klasyka Polskiego Komiksu: Janusz Christa, Tadeusz Baranowski

Marvel/DC: Marvel NOW, NOW2.0, Fresh, Kosmos, DC NEW52, Odrodzenie, Sandman

Malutka aktualizacja, jako że Egmont upublicznił parę okładek zapowiedzianych tomów z serii Sandman i Sandman uniwersum.

Link do grafiki w większej rozdzielczości.

Bogusław Polch. Kowal od komiksów.

Boguslaw Polch. Kowal od komiksów„, a właściwie „Polch. Kowal od komiksów„, gdyż tak dokładnie brzmi tytuł książki poświęconej jednemu z klasyków polskiego komiksu, to najnowsza publikacja Daniela Koziarskiego i Wojciecha Obremskiego, znanych już z bardzo fajnego opracowania „Od Nerwosolka do Yansa. 50 komiksów z czasów PRL-u, które musisz przeczytać przed śmiercią„. Obaj autorzy mają także na koncie szereg innych publikacji, nie tylko komiksowych.

Książka oficjalną premierę będzie miała za parę dni, ale wydawca przywiózł parę egzemplarzy na Międzynarodowe Targi Książki w Krakowie, gdzie publikację można było nabyć w promocyjnej cenie, dodatkowo w pakiecie z dziesięcioma pocztówkami (a i na zakładkę można było się załapać). Ale najważniejszą atrakcją było spotkanie z jednym z autorów! Wybrałem się więc na targi, książkę zakupiłem, miałem przyjemność zamienić parę słów z autorem, i nawet autograf dostałem!

Książka liczy niecałe 350 stron, zamknięte w twardej oprawie, a całość jest w poręcznym formacie. Najważniejsza jest jednak oczywiście zawartość, czyli przekrój przez życie i twórczość Bogusława Polcha.

Szereg rozdziałów to chronologicznie ułożone poszczególne etapy twórczości Polcha, z opisem zarówno publikacji, jak i wielu anegdot i zakulisowych smaczków, a często i perturbacji, które tym publikacjom towarzyszyły. Zaczynamy więc od pierwszych komiksów w „Korespondencie Wszędobylskim„, przechodzimy przez „Żbika” krótkie, ale ważne, przygody w „Relaxie” i „Pilocie Śmigłowca” by dojść do słynnej „Ekspedycji„. Kolejne etapy to „Funky Koval„, „Fair Play„, „Upadek bożków„, „Tomek Grot„, „Wiedźmin„, „Kron„, i kolejne, pojedyncze projekty.

Wszystko opisane jest bardzo zgrabnie, autorzy sięgają do wielu źródeł, porządkując wiadomości o Polchu i jego twórczości, przedstawiając całość w zwartej formie. Całość okraszona oczywiście wieloma przykładowymi stronami czy grafikami.

A to dopiero połowa książki! Czas więc na takie ciekawostki jak niezrealizowane projekty, szalenie ciekawe kulisy powstawania ilustracji i okładek do książek o „Wiedźminie” (i nie tylko), czy pracy w reklamie. Nie zabrakło rozdziału o twórczości innych autorów będących hołdem (choć nie zawsze…) dla Polcha. To co najważniejsze, wyraźnie wszędzie przewija się czynnik ludzki, a różne współprace, nie zawsze przebiegające w przyjemnej atmosferze, stanowią sporą ciekawostkę.

W książce nie zabrakło wypowiedzi i wspomnień rodziny, współpracowników, autorów, wydawców czy po prostu przyjaciół Bogusława Polcha. W przygotowaniu publikacji swój udział miały córki Polcha, tak więc znalazło się tutaj sporo zdjęć z rodzinnego archiwum, bezsprzecznie wartych zapoznania.

Oczywiście nie mogło zabraknąć dokładnej bibliografii.

Bogusław Polch należy do jednych z największych mistrzów polskiego komiksu, jednocześnie wzbudza szereg kontrowersji. Nie można odmówić mu niesamowitego kunsztu w tworzeniu najbardziej utytułowanych jego serii, czyli „Ekspedycji” i „Kovala„. Za perełki można uznać także „Rycerzy Fair Play” czy „Tomka Grota„, wszystkie te tytuły charakteryzują się niesamowicie dopracowanym rysunkiem, z dbałością o najmniejsze szczegóły, z których to Polch wręcz słynął. Do „Wiedźmina” kreska nieco się zmieniła, poznikała dbałość o detale, a sam rysunek stał się niejako jakby grubszą kreska ciosany. Ja strasznie tej zmiany nie lubię, i choć „Wiedźmina” dobrze mi się czytało, to niestety ta nieszczęsna maniera w kresce Polchowi została na dłużej.

Polch. Kowal od komiksów” to pozycja, która pokazuje autora jako twórcę, ale przede wszystkim jako człowieka, kochającego to co robił, i nie dającemu sobie w kaszę dmuchać, co czasem kończyło się dobrze, a czasem utrudniało kontakty ze współpracownikami. Czyli jak w życiu.

Mimo sporej liczby ilustracji, w publikacji zabrakło mi zestawienia wszystkich okładek, tych jest zamieszczonych wiele, ale jednak nie komplet. A okładki rysowane przez Polcha to dzieła same w sobie. Ale to takie moje „okładkowe” zboczenie. W oczy rzuciła mi się też jedna dyskusyjna kwestia, autorzy starają się być obiektywni, opierając się na wielu źródłach, jednak w jednym miejscu pada stwierdzenie dotyczące publikacji komiksu „Planeta robotów” w „Świecie Młodych„, która to niby została wstrzymana z powodu decyzji Szarloty Pawel. Pawel w jednym z wywiadów odniosła się do tej kwestii, i przedstawiła to nieco z innej strony, znając życie, prawda zapewne leży gdzieś po środku. Przyczepiłbym się także do bibliografii, jest bardzo dokładna, ale nieco nieczytelna, można było to sformatować w inny sposób. Ale to takie czepianie się, nieco może na siłę. Książkę czytało mi się bardzo dobrze, epizody ilustracyjne i okładkowe zaskoczyły mnie, nie miałem pojęcia o takich perypetiach, a zdjęcia z archiwum rodzinnego przepięknie dopełniły pozytywny odbiór całości.

Zapomniałbym! Pocztówki!

Bardzo fajny dodatek, niestety nie do każdego egzemplarza! Pocztówki można otrzymać zamawiając książkę przedpremierowo na stronie wydawcy, i z tego co przed momentem sprawdziłem, dzisiaj jest ostatni dzień, żeby je zdobyć! Książka oczywiście pojawiła się także już na Gildii i w innych księgarniach internetowych.

Jak czytać Sandman, chronologia

Tytuł nieco na wyrost, gdyż specjalnych wytycznych co do czytania serii Sandman nie potrzeba, aczkolwiek na polskim rynku pojawiło się sporo dodatkowych albumów, uzupełniających i rozszerzających ten świat, więc może mała rozpiska komuś pomoże w kompletowaniu i czytaniu całości. A warto, jeżeli ktoś nie znał tej serii wcześniej, a zachęcony choćby całkiem udanym serialem, i chciałby poznać pierwowzór, jak najbardziej zachęcam, choć seria nie jest łatwa w odbiorze, to jednak bezsprzecznie, gwarantuje niesamowite doznania. Dodatkowo na rozpisce znalazło się miejsce na inne komiksy autorstwa Neila Gaimana, twórcy Sandmana, także o niezwykłym klimacie i jak najbardziej, warte przeczytania. Opiekę merytoryczną, tak jak nad wszystkimi grafikami z DC i Marvela, objął niezawodny Michał.

Link do grafiki w większej rozdzielczości.

Tadeusz Baranowski należy do jednych z moich ulubionych twórców komiksowych, w którego historyjkach zaczytywałem się za dzieciaka, a i teraz uwielbiam do nich wielokrotnie powracać. Tym bardziej, że wiele niuansów będąc młodszym nie wyłapywałem. Nic dziwnego, Tadeusz Baranowski to mistrz absurdu i gier słownych, a do tego niestroniący od zabaw konwencją, układem kadrów, łamiący często w swoich opowieściach przysłowiową „czwartą ścianę”. Mamy to szczęście, że albumy Baranowskiego w ostatnich latach cały czas są wznawiane, oczywiście w odpowiedniej formie, czyli na lepszym papierze i w twardych oprawach. I nadal stanowią doskonałą rozrywkę, zarówno dla osób, które chcą sobie przypomnieć te historie dzieciństwa, jak i dla całkowicie nowych czytelników.

Szereg wydań, do tego nietuzinkowe tytuły i mnogość postaci może powodować małe zamieszanie w próbie połapania się w twórczości Tadeusza Baranowskiego. Już jakiś czas temu na blogu w formie opisowej starałem się usystematyzować ten temat, ostatnio opublikowana infografika poświęcona twórczości Janusza Christy, zachęciła, by i twórczość Baranowskiego ułożyć w podobnej formie.

Opiekę merytoryczną nad grafiką objął Kapral z bloga Na plasterki, mam szczerą nadzieję, że będziemy współpracować także przy kolejnych grafikach. Nad procesem tworzenia grafiki miał baczenie także sam Tadeusz Baranowski, co dla mnie prywatnie jest niebywałym zaszczytem, a możliwość porozmawiania z Mistrzem to ogromne przeżycie! Serdecznie dziękuję za współpracę!

Serdecznie zapraszamy:

Link do grafiki w wyższej rozdzielczości.

UWAGA, POTRZEBNA POMOC!

Temat grafik mam zamiar kontynuować, ale jako że staram się dotrzeć do najpełniejszej gamy materiałów, a niestety nie wszystko posiadam w biblioteczce, bardzo proszę o pomoc. Jeżeli posiadasz jakieś stare materiały, i jesteś chętny je udostępnić w dowolnej formie (skan, zdjęcie, ksero itp), bardzo proszę o kontakt. Obecnie szukam m.in.: Szarlota Pawel: Kolorowanka „Zaczarowany świat” 1979 rok, historyjki z Uśmiechu Numeru, Wioślarstwo? Ależ to proste! 1997 rok, A może szermierka 1998 rok. Świat Młodych: starych komiksów m.in: Don Kichot w Polsce, Pierścień senority Gonzales, inne historie z pierwszych lat publikacji gazety.

Jerzy Wróblewski i jego Binio Bill

Jerzy Wróblewski od najmłodszych lat zafascynowany był Westernem, nic więc dziwnego, że także sięgał po ten gatunek w swoich komiksach, i już w 1959 roku, na łamach „Dziennika Wieczornego” pojawiła się westernowa historyjka „Jeździec w masce„. Mimo że Wróblewski specjalizował się w realistycznym rysunku, to przygody dzielnego szeryfa Zbigniewa Bileckiego, zwanego potocznie Binio Billem, tworzył w estetyce humorystycznej i kreskówkowej. Pierwsza historyjka powstała już w 1975 roku, jednak problemem okazała jej publikacja. Mimo prób, nie udało się w Wydawnictwie Sport i Turystyka, Binio Bill nie trafił także na łamy magazynu „Relax„. W końcu swoje podwoje otworzyła gazeta „Świat Młodych” i w 1980 roku Rio Klawo doczekało się odcinkowej publikacji. Binio Billa pokochali czytelnicy, i przez lata pojawiały się zarówno nowe historyjki, jak i wznowienia starszych:

Rio Klawo (1980)
Binio Bill na szlaku bezprawia (1980, 1988)
Binio Bill i 100 karabinów (1981)
Binio Bill i trojaczki Benneta (1982, 1988)
Binio Bill kręci western i… w kosmos (1983, 1987)
Binio Bill i ciocia Patty (1984)
Śladami Kida Walkera (1986)

W końcu także dzielny szeryf zawitał w pełnoprawnym wydaniu albumowym:

Binio Bill i skarb Pajutów (1990, Krajowa Agencja Wydawnicza)

Po śmierci autora, ukazał się jeszcze jeden album, czarno-biały, na podstawie odnalezionych w rodzinnych archiwach plansz:

Binio Bill i Szalony Heronimo (2009, BBTeam)

W latach 2015-2020 Wydawnictwo Kultura Gniewu wznowiło wszystkie przygody Binio Billa w kolekcji pięciu albumów, w odpowiednio odświeżonej formie, tutaj także Szalony Heronimo pojawił się wreszcie w kolorze.

Obecnie natomiast otrzymaliśmy wydanie zbiorcze wszystkich przygód, w jednym, przepięknym tomie, oczywiście w twardej oprawie i ze specjalnie przygotowaną okładką.

I trzeba przyznać, wydanie robi ogromne wrażenie, tym bardziej, że nawet po tylu latach historyjki te dostarczają wyśmienitej rozrywki. Owszem, pojawiają się pewne niekonsekwencje, niektóre opowiadania dziwnie szybko się kończą, inne znowu przewrotnie zaskakują rozwojem wydarzeń. Także wypomnieć można naszemu Szeryfowi, że z początku zatwardziały miłośnik wody sodowej, lemoniady i herbaty, w późniejszych opowiadaniach już bardzo chętnie sięga po piwo. W niczym to jednak nie przeszkadza, moje ulubione Trojaczki Benneta i opowiadanie o kręceniu filmu oraz podróży w kosmos nadal pozostają wyśmienitą lekturą. Zresztą reszta historyjek także jest rewelacyjna, no może oprócz jednej króciutkiej, ale jakoś nigdy nie przepadałem za pewną ciotką, i nadal nie zdobyła ona mego serca. A skoro wspomniałem o sercu, wypada nadmienić, że Binio potrafił rozkochać w sobie niejedną piękną niewiastę, choć najwidoczniej, nie był stały w uczuciach. Warto dodatkowo podkreślić, że Wróblewski potrafił rysować przepiękne kobiety, i to jak widać, zarówno w stylistyce realistycznej, jak i tej mniej poważnej.

Wracając do samego wydania, niestety, nie uniknięto paru potknięć. Wydawca zadbał o zestawienie poszczególnych tytułów, wraz z datami ich wcześniejszych publikacji, ale o samym spisie treści już zapomniano. Nie przeszkadza to bardzo, ale jednak w takim wydaniu można było coś fajnego wykombinować, choćby połączyć spis treści z listą wydań, i uzupełnić poszczególne tytuły o miniaturki plansz rozpoczynających poszczególne rozdziały.

Jako, że to wydanie zbiorcze, nie zabrakło tutaj dodatków. Najważniejszym jest opis ogólnie o serii i perypetiach autora, bardzo ciekawie napisany, ale niestety jest to praktycznie dokładna kopia tekstu, który znalazł się już w 2015 roku w albumie „Binio Bill kręci western i… w kosmos”. Zmieniono jedynie ostatni akapit. Na plus niniejszego wydania, jest nieco więcej materiałów graficznych, w tym jedno planszowa historyjka „Huczące Colty” z 1968 roku. Na deser dodano paręnaście stron rysunków, wykonanych przez różnych autorów i będących forma hołdu dla postaci Binio Billa.

Naprawdę fajne wydanie, choć jak ktoś posiada komplet pięciu kolorowych albumów, niekoniecznie musi po nie sięgnąć. Z pewnością na plus wypada sporo graficznych materiałów dodatkowych, a także forma wydania: okładka moim zdaniem jest przepiękna. A same komiksy nadal czyta się rewelacyjnie, i jak najbardziej warto raz po raz powracać na Dziki Zachód w towarzystwie Zbigniewa Bileckiego.



Dokładnie 50 lat temu, 10 sierpnia 1972 roku, na łamach lokalnej popołudniówki „Wieczór Wybrzeża” rozpoczęła się publikacja nowego komiksu Janusza Christy. Christa publikował już od lat na łamach tej gazety, ale tym razem wysłał na urlop swoje sztandarowe postacie Kajtka i Koka, a zamiast ich przygód zaprezentował perypetie ich praprzodków: Kajko i Kokosza. Zresztą pierwsze paski komiksowe tłumaczyły ten przeskok, a sami nowi bohaterowie zadebiutowali dopiero w ósmym odcinku z 18 sierpnia 1972 roku. I niezupełnie nowi, gdyż owszem, cały zamysł prezentowanej historii się zmienił, ale nasi przyjaciele to dokładna kopia swoich współczesnych wersji, a same komiksy nadal przepełnione były błyskotliwym humorem, a przy tym opatrzone rewelacyjną szatą graficzną, Christa już wtedy miał doskonale wyćwiczoną kreskę. Wkrótce Kajko i Kokosz trafili na łamy gazety „Świat Młodych„, magazynu „Relax” oraz do wydań albumowych. Cała Polska poznała i pokochała twórczość Janusza Christy.

Uwielbiam Kajko i Kokosza, także miłuję Kajtka i Koka. Przez ostatnie miesiące miałem przyjemność przeczytać, oczywiście po raz kolejny, wszystkie komiksy do których tylko się dorwałem, a które stworzył Christa. I nadal bawiłem się przednio. Wspaniały humor, praktycznie zawsze wysokich lotów, subtelny, do tego ta plastyczna kreska i kadrowanie. Oczywiście bałem się powrotu do najstarszych historii z Kajtkiem i Koko, i owszem, pierwsze historie dzisiaj nie zawsze wypadają najlepiej, ale i tak spokojnie się bronią. Nie lubiłem przepychanek Kajtka z Makarym, dość prymitywnych, ale odkąd Kajtek poznał Profesora Kapka Kosmosika, naprawdę poziom historii znacznie wzrósł. Stareńkiego Czarnego Rycerza (1959 rok!) już czyta się z prawdziwą przyjemnością, a ogrom pomysłów i prowadzenie akcji zadziwia. Tym bardziej, że to publikacja gazetowa, a Christa perypetie swoich bohaterów wymyślał na bieżąco.

Kajko i Kokosz to już klasa sama w sobie, każdy album po prostu zachwyca. W zeszłym roku wydawnictwo Egmont rozpoczęło publikację „Złotej Kolekcji” czyli wydań zbiorczych, zgodnych z pierwszymi publikacjami, ale odświeżonych i pokolorowanych tam gdzie wcześniej historie te były czarno-białe (lub czarno-żółte). Miałem nie kupować tego wydania, wszak po co mi kolejna wersja, ale głosy zachwytu wśród znajomych nad tą edycją spowodowały, że się skusiłem. I o jej, jakie to jest dobre! Pełne historie, wiele kadrów wcześniej nie widziałem na oczy, do tego w pierwotnej formie (ale z kolorkiem), pozwalało wyłapać wprost od groma smaczków. Do tego wydania te zostały zaopatrzone w nostalgiczne wstępy oraz niesamowite posłowia Krzysztofa Janicza, prawdziwego specjalisty w temacie twórczości Janusza Christy, znanego także z prowadzenia bloga „Na plasterki„, na którego serdecznie zapraszam, nie tylko miłośników Kajka i Koka i Kajtka i Kokosza.

Jako że uwielbiam także różne zestawienia, postanowiłem i także w tym temacie coś podziałać. Wcześniej już powstały grafiki z cyklu „jak czytać” prezentujące chronologię komiksów superbohaterskich (Marvel NOW, NOW2.0, Fresh, Kosmos, DC NEW52, Odrodzenie), dlaczego by więc na tapet nie wziąć polskiej twórczości? Oczywiście forma musiała się zmienić, i tak naprawdę to nie do końca grafika w tamtym stylu, ale mam nadzieję, że zawiera sporo przydatnych informacji i w miarę systematyzuje temat twórczości Janusza Christy. Zresztą, opiekę merytoryczną nad jej powstawaniem objął Kapral z bloga „Na Plasterki„, czyli sam Krzysztof Janicz, a wspólna praca i wymiana setki maili była prawdziwą przyjemnością i radochą.

Serdecznie zapraszamy:

Jak czytac Klasyka Polskiego Komiksu - Janusz Christa - Chronologia v10

WordPress ostatnio za bardzo zdziwia, gdyby był problem z wyświetleniem obrazka w dużej rozdzielczości, oto bezpośredni link do grafiki.

Jako, że tematyka superhero ostatnio nieco mnie zmęczyła i powróciłem do polskiej klasyki, mam zamiar temat kontynuować. I właśnie czytam sobie Kleksa.

Kolejna grafika z cyklu „jak czytać, chronologia” tym razem rozszerzona wersja grafiki, która już rok temu gościła na blogu. Komiksy z linii DC Odrodzenie i Uniwersum DC nadal są u nas wydawane, niniejsza grafika zawiera także zapowiedzi z katalogu Egmontu, które ukażą się jeszcze w tym roku. Jak widać na rozpisce, szczególnie z początku występuje tutaj sporo tytułów, a przez to wiele nawiązań pomiędzy poszczególnymi seriami. Z upływem czasu liczba serii malała, wydawnictwo Egmont niestety niektóre z serii kończyło. Prawa rynku. Co będzie dalej wydawane, póki co nie wiadomo, ale jak coś dodatkowego się pojawi, grafika oczywiście zostanie zaktualizowana. Tytuły oznaczoną fioletową ramką nie wchodzą do linii DC odrodzenie/Uniwersum DC, ale mają znaczenie dla wydarzeń przedstawionych w poszczególnych seriach, stąd ich obecność na grafice. Miłej lektury!

Dodatki:

Wersja w większej rozdzielczości.

Lista wszystkich grafik z cyklu jak czytać, chronologia.

Bezpośrednią kontynuacją Marvel NOW i Marvel NOW2.0! jest, obecnie u nas wydawany Marvel Fresh. Jako, że sporo tytułów z tej linii już się ukazało, ujawniono także parę zapowiedzi, można było już sklecić grafikę z cyklu „jak czytać, chronologia”. Jak widać, nie jest jeszcze zbyt rozbudowana, do tego niewiele tutaj zależności pomiędzy poszczególnymi seriami, ale powinna ukazywać, jak to wszystko sobie układać do czytania.

Egmont niestety standardowo nieco miesza, choćby w mało eleganckiej formie wydawania serii X-men, czy też oznaczenia Wojny Nieskończoności jako Fresh, gdy tak naprawdę to jeszcze był Marvel NOW2.0 i bezpośrednie zakończenie tamtejszej serii Strażnicy Galaktyki. Póki co, najważniejszym wydarzeniem Fresh jest właśnie opublikowana Wojna Światów, czyli swoiste zwieńczenie serii Thor, rozpoczętej jeszcze w Marvel NOW, i akurat Thora i serie z nim powiązane warto czytać od początku. Reszta serii nie ma zbyt mocnych powiązań ze starszymi historiami, nawet przygody pajączka zostały nieco zresetowane. Z poziomem poszczególnych serii bywa różnie, z pewnością warto zainteresować się Thorem czy rewelacyjnym Hulkiem, Deadpool jest całkiem przyzwoity, Doktor Strange także daje radę. Reszta wg gustów, Pajączek, Avengers czy X-meni mają zarówno lepsze jak i gorsze momenty. Zdarzają się także perełki w stylu Silver Surfer Czarny, a także bardzo przyzwoite czytadła jak Bez drogi do domu. Jessica Jones została wydana przez wydawnictwo Mucha Comics, jednak od razu znalazła swoje miejsce na grafice, niestety, Egmont nieco zwolnił z tempem wydawania, poszczególnych serii nie ma tak dużo, podobnie jak tomów. Standardowo, zobaczymy, co będzie dalej.

Na blogu znajdziecie już szereg grafik będących poradnikami w stylu „jak czytać” dotyczących takich linii wydawniczych jak Marvel NOW, Marvel NOW 2.0, DC NEW52, DC Odrodzenie/Uniwersum. Wszystkie te poradniki będą uzupełniane, oczywiście powstają także nowe (Marvel Fresh już niedługo). Dzisiaj jednak coś nieco innego, jednak nadal utrzymane w klimacie komiksu superbohaterskiego. Kosmos Marvela to ogromny temat, przez lata wielu bohaterów wybierało się na wycieczki poza naszą planetę, także w Uniwersum powstało wiele bytów, dla których naturalnym środowiskiem są gwiezdne przestworza. Poniższa rozpiska skupia się na głównych ewentach, obecnie mamy to szczęście, że na naszym rynku ukazało się tego całkiem sporo. Obejmuje historie od praktycznie początku do Marvel NOW. W seriach Marvel NOW, NOW 2.0, Fresh także motywy kosmosu są mocno zaakcentowane, ale wydarzenia z tych linii znajdziecie już na rozpiskach im poświęconych.

Klasyczny Kosmos Marvela to w większości przypadków pojedyncze tomy opowiadające o losach postaci, które w późniejszych seriach będą miały znaczny wpływ na losy kosmosu. Większość z tych historii mocno się postarzała, ale przynajmniej parę stanowi nadal wyśmienitą lekturę. Poznamy tutaj takie postacie jak Galactus i Silver Surfer (Nadejście Galactusa WKKM73, Silver Surfer WKKM103), Kapitan Marvel (SBM10, WKKM77, 81) Warlock (WKKM121, 123), czy członków Strażników Galaktyki (SBM13, 43, 44, Saga o Korvacu WKKM90). Ważnym tomem jest bezsprzecznie Avengers: Wojna Kree ze Skrullami WKKM107 przestawiający zarówno postać Kapitana Marvela jak i rasy Scrulli i Kree. Mroczna Phoenix WKKM6 to nadal jedna z najlepszych historii, w której sporą rolę odgrywa Imperium Shi’ar. Na deser Tajne Wojny WKKM 26, 40 czyli swoista reklama zabawek. Należy podkreślić, że tomiki z kolekcji Superbohaterowie Marvela skupiają się na danej postaci, stąd zazwyczaj zawierają różne historie, zarówno starsze jak i nowsze. Szczególnie dotkliwe jest to w przypadku tomów ze Strażnikami Galaktyki, gdzie tylko część zawartości dotyczy Klasycznego Kosmosu, a w albumach znajdziemy także historie, które rozgrywają się znacznie później i zazwyczaj zostały wydane także w innych wydaniach zbiorczych.

Saga Nieskończoności to dosłownie epicka epopeja napisana przez słynnego Jima Starlinga i doskonale zilustrowana m.in przez George’a Pereza, Rona Lima, Toma Raneya. Na sagę składają się trzy grube tomy wydane przez Egmont: Rękawica Nieskończoności, Wojna Nieskończoności i Krucjata Nieskończoności. Jako uzupełnienie można sięgnąć dodatkowo po tom Warlock SBM33 zawierający oryginalne zeszyty serii Warlock and the Infinity Watch 1-6, w Wojnie Nieskończoności znalazły się zeszyty 7-10 tejże serii. W ramach ciekawostki, kiedyś wydawnictwo TM-Semic wydało Infinity War w ramach linii wydawniczej Mega Marvel, jednak był to mały wycinek całej sagi, dotyczący głównie Fantastic Four. Jako, że w tym wydaniu pojawiło się jednak parę zeszytów, właśnie dotyczących tej grupy, których nie znajdziemy w wydaniu Egmontu, można się pokusić o lekturę tego tomu. O ile ktoś ma go pod ręką, bo na siłę nie ma co go kupować, tym bardziej, że pozostaje tylko rynek wtórny i przesadzone ceny. Już niezależnie od całej sagi warto jeszcze na deser przeczytać Misję Heroldów, bardzo dobrą historię, wydaną zarówno w Mega Marvelu 3 jak i SBM39.

Operacja galaktyczna burza przedstawia ponownie wydarzenia na skalę kosmiczną, tym razem poruszające kwestię konfliktu między Kree a Imperium Shi’ar. Z obowiązkową obecnością Avengers. Chronologicznie wydarzenia tutaj przedstawione dzieją się po Rękawicy, ale można spokojnie czytać Operację po skończeniu całej Sagi Nieskończoności. Warto jednak przed lekturą znać opowieść Avengers: Wojna Kree ze Skrullami.

Anihilacja to najważniejsza i największa współczesna saga Kosmiczna, a wydarzenia w niej przedstawione miały wpływ na wiele postaci z Uniwersum Marvela. Sagę (prawie) w całości wydał Egmont w pięciu tomach, pierwsze trzy to Anihilacja, ostatnie dwa to bezpośrednia kontynuacja Anihilacja Podbój. Niestety, w polskim wydaniu zabrakło tomu Nova Knowhere, niewydanego w ogóle u nas w żadnej nawet kolekcji, a w którym są dość znaczące wydarzenia dla sagi. Żeby nie było luki fabularnej, w polskim wydaniu znajdziemy jednostronicowe streszczenie. Spory minus polskiego wydania.

Planeta Hulka to swoisty przerywnik, owszem, porusza kwestie kosmicznych przygód Hulka, ale nie ma większego wpływu na pozostałe wydarzenia o kosmicznej skali. Oczywiście jak najbardziej warto przeczytać, to doskonała lektura. Całość znajdziemy w WKKM w trzech tomach.

Wojna Królów opiera się na wątkach z Anihilacji, i jest to kolejna monumentalna kosmiczna saga składająca się w sumie z aż ośmiu tomów! Polskie wydanie jest nieco dziwnie oznaczone, całość należy czytać w kolejności: X-Men: Mordercza Geneza, X-Men: Powstanie i Upadek Imperium Shi’ar, Strażnicy Galaktyki tom 1, Wojna Królów: Preludium, Wojna Królów, Strażnicy Galaktyki tom 2, Domena Królów, Imperatyw Thanosa. Dodatkowo, jako lekturę uzupełniającą, można sięgnąć po tomy Tajna Inwazja WKKM55 i Tajna Inwazja: Inhumans SBM29.

Po Wojnie Królów warto jeszcze sięgnąć po parę dodatkowych tomów, akcja niektórych toczy się jednak w rożnych okresach, szczególnie tych poruszających postać Silver Surfera.

Reasumując, Kosmos Marvela to ogrom naprawdę przyjemnego czytadła, najważniejsze sagi to Saga Nieskończoności, Anihilacja i Wojna Królów. Jako dodatki warto jednak sięgnąć także po opowieści z Hulkiem czy Galaktyczną Burzę, a także oczywiście po pojedyncze tomy zarówno te starsze, jak i nowsze.

Wydarzenia na skalę kosmiczną obiły swoje piętno także na kolejnych seriach, w Marvel NOW otrzymaliśmy serię Strażnicy Galaktyki, przeplatającą się z All-new X-men, a wydarzenia z serii New Avengers i Uncanny Avengers prowadziły do eventu Tajne Wojny. W Marvel NOW2.0 otrzymaliśmy dwa tomy Thanosa, oraz Przygody Strażników które wieńczyło wydarzenie Wojny Nieskończoności, będące także początkiem Marvel Fresh. Standardowo: jest co czytać.

Wiele osób prosiło o grafiki w większej rozdzielczości, eksperymentalnie, niniejszą możecie ściągnąć stąd, postaram się przygotować podobnie poprzednie rozpiski.

Siła nostalgii: Fire Chief’s Truck 6643 i 60231 (1988 vs 2019)

LEGO 6643-60231 Fire Chief's Truck 0a
6643 Fire Chief’s Truck
Seria: Town
Rok premiery: 1988
Liczba elementów: 74
Figurki: 1

BrickSet, BrickLink

LEGO 6643-60231 Fire Chief's Truck 0b

60231 Fire Chief Response Truck
Seria: City
Rok premiery: 2019
Liczba elementów: 201
Figurki: 2

BrickSet, BrickLink

Nostalgia. Nierzadko z sentymentem wspominamy, jak to niegdyś było, często idealizując twórczość, którą poznawaliśmy będąc młodszym. W odniesieniu do szeroko pojętej popkultury, powrót do takich wspomnień może czasami stanowić niemałe rozczarowanie. O ile wiele dzieł z filmografii czy literatury nadal jednak się broni, i powrót do ulubionego filmu czy książki z dzieciństwa może sprawić ogromną przyjemność, to w innych aspektach kultury już tak różowo niekoniecznie być musi. Ot, choćby gry komputerowe, które jednak zestarzały się bardziej, niż chcemy to pamiętać. I to nie tylko pod względem graficznym, ale też mechaniki i sposobu prowadzenia rozgrywki.

A jak się ma sprawa z naszymi ulubionymi klockami? Wszak także tutaj jest wielu miłośników zestawów z choćby lat 90. ubiegłego wieku. Serie takie jak Castle, Pirates, Space nadal cieszą się ogromną popularnością, choć niewątpliwie wpływa na ten fakt także obecna oferta TLG. Wszak poza paroma specjalnymi zestawami, obecnie nie uświadczymy klasycznych rycerzy czy piratów, a space już definitywnie zastąpiły Gwiezdne Wojny. Jednak są serie, które nieprzerwanie trwają od lat, oczywiście wraz z czasem odpowiednio ewoluując. Najlepszym przypadkiem jest tutaj City / Town, po 1980 roku powstało w tej linii wiele naprawdę urokliwych, charakterystycznych budowli czy pojazdów.

Ostatnio w moje ręce wpadło parę pomniejszych autek z tamtego okresu, a że nadarzyła się okazja na małe porównanie, serdecznie zapraszam na małą podróż sentymentalną, wraz z szefem straży pożarnej i jego wypasioną terenówką. Zestaw 6643 Fire Chief’s Truck pochodzi z 1988 roku i liczy zaledwie 74 klocki. Zestaw z 2019 roku 60231 Fire Chief Response Truck posiada ich już ponad 200.

Już porównując pudełka, różnica jest ogromna. Ale też znacznie zwiększenie rozmiaru nowszych pudełek nie wydaje się adekwatne w odniesieniu do większej liczby klocków. Kiedyś pudełka były skrojone bardziej na miarę, miały po prostu pomieścić zawartość, dzisiaj natomiast pudełka muszą być odpowiednio duże, by zachęcić bardziej do zakupu, i by produkt był lepiej wyeksponowany na sklepowej półce. Zwykłe zasady ekonomi. Stare zestawy na zdjęciu zdobiącym pudełko były w dość prosty, ale wyraźny sposób eksponowane, wystarczyło uproszczone, ale bardzo estetyczne tło. Obecnie wszystko to prezentuje się o wiele ładniej, sam zestaw posiada odpowiednio stylizowane tło, nawiązujące zresztą do tematyki. Bez wątpienia, jest ładniej, ale same klocki momentami potrafią nieco ginąć w natłoku szczegółów tła. Być może działa tutaj także aspekt psychologiczny, wydaje nam się, że kupujemy nieco większą zawartość, niż w rzeczywistości znajdziemy w pudełku.

Nowsze pudełka na tylnej ściance prezentują główny model i jego aspekty bawialności. Zapomniano niestety, że to klocki. Co pokazuje w idealny sposób starsza wersja pudełka, tutaj znajdziemy głównie propozycje modeli alternatywnych. Klocków niby niewiele, ale ich możliwości przebudowy są praktycznie nieskończone. Paradoksalnie, w nowszych modelach potrafi być z tym czasami problem: nagromadzenie klocków o specyficznych, specjalizowanych kształtach, do tego ogromna paleta barw, powoduja, że mając tylko jeden zestaw, wcale stworzenie czegoś innego nie musi być takie łatwe. Legenda głosi, że propozycje modeli alternatywnych z pudełek zniknęły, z powodu zgłaszanych pretensji samych konsumentów, którzy oczekiwali w pudełku instrukcji do nich. Strasznie głupie, ale cóż, prawa rynku…

Same instrukcje także zaliczyły ogromy, niekoniecznie pozytywny, progres. Instrukcja z 1988 roku to jeden, podwójnie zadrukowany arkusz, a składanie całego modelu przedstawiono w zaledwie 11 krokach.

Instrukcja z 2019 roku to dwie książeczki, w sumie ponad 80 stron, a budowę ukazano w ponad 70 krokach! Rozwlekłe aż do przesady, często bardziej skupiamy się na odwracaniu kolejnych stron niż przyczepianiu klocków! Znak naszych czasów? Wszystko musi być uproszczone aż do granic sensowności?

Minifigurki, ich forma nie zmieniła się od lat, ale wykończeniu już jak najbardziej. Klasyczne oczka z uśmiechem zastąpiły spersonifikowane nadruki, także ozdobniki na torsie prezentują się obecnie o wiele ładniej. W nowszych wersjach często figurki posiadają nadruki na choćby nóżkach, czy też wstawki kolorystyczne na włosach! Trzeba przyznać, minifigurki LEGO cały czas posiadają niezaprzeczalny urok, ale obecne ich wersje prezentują się o wiele, wiele ładniej.

Wreszcie modele. Kiedyś standardem dla autek była szerokość 4 kropek, obecnie także w tym aspekcie wszystko musi być znacznie większe! Zresztą nowe autko nie tylko znacznie urosło, ale też zwiększyła się liczba szczegółów, a przez to estetyka samego modelu.

Szefowie przy swoich brykach. Starszy nieśmiało jednak z zazdrością spogląda na nowszą, o wiele bardziej wypasioną furę.

Zestawy w pełnej krasie. Co ciekawe, mamy tutaj jeden mały akcent, który praktycznie przez te wszystkie lata się nie zmienił: biała gaśnica jedynie utraciła małe wgłębienie w górnym wypuście.

Nostalgia. Składając dzisiaj tak stare zestawy nadal można świetnie się bawić. Absolutnie swojego specyficznego, nieco kanciastego uroku nie można im odmówić. A z tych paru klocków można było stworzyć prawdziwe cudeńka. Dzisiaj nowe modele znacznie zwiększyły swoje rozmiary, jednocześnie stały się mniej kanciaste i bardziej bogate w szczegóły. Znacznie zyskały na wyglądzie. Przeprowadziłem nawet mały eksperyment, pokazywałem oba zestawy znajomym i ich dzieciom. Owszem, starsi często były zachwyceni starym zestawem, przywoływał wspomnienia, ale każdy, obojętnienie czy starszy czy młodszy, bez zająknięcia stwierdził, że nowa wersja jest o wiele ładniejsza i ciekawsza. Warto powracać we wspominaniach do starych czasów, ale uwaga, czasami może wiązać się to z ryzykiem, że nie wszystko było takie, jak to zapamiętaliśmy…

Droga do MCU, czyli historia filmowych adaptacji komiksów Marvela 1944-2021 – suplement

Filmów na podstawie komiksów Marvela powstała całkiem spora liczba, poniżej, dla przypomnienia, kompletna lista. Niniejsza notka jest uzupełnieniem wcześniejszej, traktującej o filmach i serialach wydanych od 1944 do 2020 roku, i oczywiście zawiera produkcje które swoja premierę miały w 2021 roku. Uwaga, występują mniejsze lub większe spojlery!

1944 Captain America
1977 Spider-Man
1977 The Incredible Hulk Pilot Movie
1977 The Return of The Incredible Hulk (Death in the Family)
1978 The Incredible Hulk Married
1978 Spider-Man Strikes Back
1978 Dr. Strange
1979 Captain America
1979 Captain America II: Death Too Soon
1981 Spider-Man: The Dragon’s Challenge
1986 Howard the Duck
1988 The Incredible Hulk Returns
1989 The Trial of the Incredible Hulk
1989 The Punisher
1990 The Death of the Incredible Hulk
1990 Captain America
1994 The Fantastic Four
1996 Generation X
1998 Nick Fury: Agent of S.H.I.E.L.D.
1998 Blade
2000 X-Men
2002 Blade II
2002 Spider-Man
2003 Daredevil
2003 X-Men 2
2003 Hulk
2004 The Punisher
2004 Spider-Man 2
2004 Blade: Trinity
2005 Man-Thing
2005 Elektra
2005 Fantastic Four
2006 X-Men: The Last Stand
2007 Ghost Rider
2007 Spider-Man 3
2007 Fantastic Four: Rise of the Silver Surfer
2007 Blade: House of Chthon
2008 Iron Man
2008 The Incredible Hulk
2008 Punisher: War Zone
2009 X-Men Origins: Wolverine
2010 Iron Man 2
2011 Thor
2011 X-Men: First Class
2011 Captain America: The First Avenger
2011 Ghost Rider: Spirit of Vengeance
2012 The Avengers
2012 The Amazing Spider-Man
2013 Iron Man 3
2013 The Wolverine
2013 Thor: The Dark World
2014 Captain America: The Winter Soldier
2014 The Amazing Spider-Man 2
2014 X-Men: Days of Future Past
2014 Guardians of the Galaxy
2015 Avengers: Age of Ultron
2015 Ant-Man
2015 Fantastic Four
2016 Deadpool
2016 Captain America: Civil War
2016 X-Men: Apocalypse
2016 Doctor Strange
2017 Logan
2017 Guardians of the Galaxy Vol. 2
2017 Spider-Man: Homecoming
2017 Thor: Ragnarok
2018 Black Panther
2018 Avengers: Infinity War
2018 Deadpool 2
2018 Ant-Man and the Wasp
2018 Venom
2019 Captain Marvel
2019 Avengers: Endgame
2019 Dark Phoenix
2019 Spider-Man: Far From Home
2020 The New Mutants
2021 Black Widow
2021 Shang-Chi and the Legend of the Ten Rings
2021 Venom: Let There Be Carnage
2021 Eternals
2021 Spider-Man: No Way Home

Avengers: Endgame w 2019 roku pięknie podsumowało cały dotychczasowy dorobek Marvel Cinematic Universe, jednocześnie zawieszając bardzo wysoko poprzeczkę. A jako, że kury znoszącej złote jajka się nie zabija, oczywiście mogliśmy liczyć na kolejne produkcje. Jednocześnie ogólnoświatowa sytuacja z wirusem bardzo namieszała zarówno przy produkcji samych filmów, jak i ich dystrybucji. Widać to było doskonale w 2020 roku, gdzie otrzymaliśmy tylko jedna premierę, i to filmu jeszcze od Foxa. W końcu jednak najwidoczniej Disney stwierdził, że nie ma co czekać i rok 2021 przyniósł nam premierę aż pięciu filmów Marvela.

Rok 2021 to także zmiana na rynku seriali. Dotychczas seriale tworzone były dla różnych stacji telewizyjnych i raczej były produkcjami niezależnym od kinowego uniwersum, choć większe lub mniejsze nawiązania do filmów kinowych nierzadko się w nich pojawiały, jednak wydarzenia z seriali nie miały odbicia w uniwersum kinowym. Wszystkie takie produkcje zostały w końcu zakończone, a od 2021 roku nowo powstałe seriale już mocno powiązane są z MCU, zarówno poprzez wykorzystywanie znanych postaci, jak i wydarzeń prezentowanych na ekranie.

Black Widow


data premiery: 2021
budżet: 200$, Box Office: 379$
reżyseria: Cate Shortland (Berlin Syndrome, The Silence)

Film miał wielokrotnie przesuwaną premierę, wreszcie doczekaliśmy się jego debiutu. Powraca Natasha Romanoff (Scarlett Johansson), a film oczywiście nieco nas cofa w czasie, prezentując wydarzenia dziejące się zaraz po filmie Captain America: Civil War. Oczywiście poznajemy także nowe postacie, jak choćby  Yelena Belova (Florence Pugh), która najwidoczniej przejmie schedę po siostrze w kolejnych wydarzeniach. Siostry zresztą są największym atutem tego filmu, ich relacje wypadają bardzo ciekawie, tym bardziej, że mają odrębne spojrzenie na wiele spraw. Zachwycają także sceny akcji, utrzymane w klasycznym stylu filmu sensacyjnego, w tym rewelacyjnie zrealizowane sceny pościgów. Gdy nasze bohaterki obrywają to aż można skrzywić się z bólu, oczywiście na ekranie najbardziej niebezpieczne akcje kończą się otrzepaniem kurzu ze stroju. Ciekawie także na ekranie prezentują się Melina (Rachel Weisz), Alexei (David Harbour), czy też główny zły: Dreykov (Ray Winstone). Można jednak odnieść wrażenie, że niektóre sceny z nimi zostały wciśnięte na siłę, szczególnie akcenty humorystyczne Alexei’a. Tak samo Taskmaster, ogólnie z całkiem ciekawym wątkiem, niestety mocno przewidywalnym i niewykorzystanym. Po wielu niezłych scenach akcji, finał filmu to klasyczna epicka wielka rozpierducha, z nagromadzeniem efektów CGI. Wiadomo, to kino superbohaterskie, ale filmowi o wiele lepiej by wyszło, gdyby skupiono się bardziej na sensacyjnej, szpiegowskiej opowieści. Ogólnie wyszedł średniak, film jakby z poprzedniej epoki, mający lepsze momenty, ale też wiele słabszych.

Scena po napisach: Yelena nad grobem, bezpośredni wstęp do serialu Hawkeye

Shang-Chi and the Legend of the Ten Rings

data premiery: 2021
budżet: 150$, Box Office: 432$
reżyseria: Destin Daniel Cretton (Just Mercy, The Glass Castle, Short Term 12)

Film o strykturze bardzo podobnej do Czarnej Wdowy. Z początku zachwyca scenami akcji, w tym przypadku otrzymujemy kino „kopane”, a poszczególne sceny czerpią garściami pod względem stylistyki z takich obrazów jak „Przyczajony tygrys, ukryty smok” czy filmów w których swoje umiejętności prezentował Jackie Chan. I jest to tutaj zrealizowane na najwyższym poziomie! Przepiękną scenę „zalotów” Xu Wenwu (Tony Chiu-Wai Leung) i Li (Fala Chen), sceny w autobusie czy na rusztowaniu ogląda się z prawdziwą przyjemnością, a choreografia walk zrealizowana jest na najwyższym poziomie. Nasz główny bohater Shang-Chi (Simu Liu) da się lubić, oczywiście nie mogło zabraknąć akcentów humorystycznych, w których przoduje Katy (Awkwafina), czyli najlepsza kumpela naszego bohatera. W ciekawy sposób pociągnięto postać Trevora Slattery (Ben Kingsley), choć także on tutaj odpowiada głównie za wątki humorystyczne. Im dalej jednak, pojawia się coraz więcej CGI, magiczne stworzonka, a końcówka to ponownie przeładowane efektami specjalnymi „epickie” widowisko. Film posiada sporo lepszych momentów, w tym bardzo dobre sceny akcji, ale niestety w ogólnym rozrachunku ponownie otrzymujemy średniaka. Tym bardziej, że scenariusz momentami straszy takimi bzdurami, że aż można złapać się za głowę. Razi to ogromnie, nawet jak na standardy kina superbohaterskiego.

Scena po napisach: 1) Badanie pierścieni 2) Xialing na tronie.

Venom: Let There Be Carnage


data premiery: 2021
budżet: 110$, Box Office: 501$
reżyseria: Andy Serkis (Mowgli, jako aktor m.in. Caesar, Gollum, Snoke, Ulysses Klaue)

Bezpośrednia kontynuacja Venoma z 2018 roku wypada niestety bardzo słabo. Film jest dość krótki i patrząc na momentami bezsensowne wydarzenia pojawiające się na ekranie, można odnieść wrażenie, jakby przy montażu wycięto sporo scen. Oczywiście nie zabrakło sporej liczby akcentów humorystycznych, które momentami nawet wypadają przyzwoicie, ale to głównie zasługa aktora wcielającego się w główna rolę. Tom Hardy ewidentnie dobrze się bawił na planie. Mamy obowiązkowych tych złych, Cletus KasadyCarnage (Woody Harrelson) i Frances BarrisonShriek (Naomie Harris), które te postacie powinny urządzić rzeźnię na ekranie, i niby tak jest, ale jako, że film ma kategorię PG13, więc wszystko wypada wręcz komicznie. Zresztą same motywy poszczególnych postaci czy też następstwa wydarzeń są mało logiczne, ewidentnie coś nie zagrało czy to w scenariuszu czy podczas montażu. Końcówka to oczywiście obowiązkowa wielka rozpierducha. Słabo, naprawdę słabo, jedyne atuty tego filmu postać Venoma i Tom Hardy wcielający się w Eddiego Brocka. Sporą ciekawostka jest scena po napisach, niby Venom nie należy bezpośrednio do MCU, a tymczasem okazuje się, że „wszystko jest powiązane”.

Scena po napisach: Venom rozpoznaje Spider-mana.

Eternals

data premiery: 2021
budżet: 200$, Box Office: 401$
reżyseria: Chloé Zhao (The Rider, Nomadland, Songs My Brothers Taught Me)

Film miał przed sobą bardzo trudne zadanie, musiał przedstawić sporą grupę całkowicie nowych postaci, do tego o zróżnicowanych, ale bardzo potężnych mocach. Jako że tytułowi Eternalsi są długowieczni, należało pokazać ich losy na przestrzeni tysięcy lat, jednocześnie w sensowny sposób wytłumaczyć, czemu tak potężne postacie nie mieszały się w wydarzenia choćby z Thanosem. I nawet to poniekąd się udało, pojawiają się takowe wyjaśnienia, może nieco naciągane, i momentami sprzeczne z innymi wydarzeniami przedstawionymi w filmie, ale przymykając oko, można je zaakceptować. Gorzej niestety z wprowadzeniem tych bohaterów, jako że czas trwania filmu jest dość ograniczony, widać mocno, że przedstawieni widzowi są po macoszemu, zabrakło czasu, by każdemu dać go nieco więcej. W tym przypadku Eternalsi prawdopodobnie wypadli by znacznie lepiej jako serial. Szczególnie odbija się na to na postaciach Makkari (Lauren Ridloff) i Druig (Barry Keoghan), chciałoby się by ich relacja była o wiele bardziej zakreślona, tym bardziej, że obie te postacie naprawdę fajnie wypadają na ekranie. W przeciwieństwie do choćby takiej Sersi (Gemma Chan), aktorka wcielająca się w tę rolę sprawia momentami wrażenie, jakby jej się nie chciało grać. Pozostali członkowie ekipy to Ikaris (Richard Madden) marvelowski Superman, Sprite (Lia McHugh) postać o tyle ciekawa, że żyje tysiące lat w ciele dziecka, Phastos (Brian Tyree Henry), Kingo (Kumail Nanjiani), Gilgamesh (Ma Dong-seok), Ajak (Salma Hayek) oraz Thena (Angelina Jolie). Ogólnie, jest na co narzekać, w tym także na momentami straszne idiotyzmy scenariuszowe, ale jednocześnie ogromnym plusem są motywacje poszczególnych bohaterów i zatarcie granicy między wyraźnie zarysowywanymi tymi złymi a dobrymi. Od strony technicznej należy wspomnieć o przepięknych ujęciach, utrzymanych w bardzo sielskim tonie. I jako ciekawostka, pojawiają się zabawne wtrącenia o Uniwersum DC, w tym porównanie do postaci Supermana czy Batmana i Alfreda. W ogólnym rozrachunku jednak film niestety dołączą do Wdowy i Shang-Chi jako średniak.

Scena po napisach: 1) Pip the Troll i Eros, brat Thanosa 2) Dane Whitman (Kit Harington) zbliża rękę do miecza, zapowiedź pojawienia się postaci Black Knight. Dodatkowo słyszymy głos należący do Blade’a (Mahershala Ali)

Spider-Man: No Way Home

data premiery: 2021
budżet: 200$, Box Office: 1544$ (stan na styczeń 2022)
reżyseria: Jon Watts (Cop Car, Clown, Spider-Man: Homecoming, Original title: Spider-Man: Far from Home)

Szerzące się przed premiera plotki, jakby w najnowszym Spider-manie widzowie mieli zobaczyć nawiązania do wcześniejszych filmów z tym superbohaterem, rozgrzały oczekiwania widzów do czerwoności. I to zaowocowało, po premierze widzowie ruszyli do kin, a sam film okazał się ogromnym sukcesem frekwencyjnym, co przekłada się także na niesamowite zarobki. Sytuacja o tyle niezwykła, że zarówno Czarna Wdowa czy Shang-Chi nie potrafiły tak zachęcić widzów, a w przypadku Eternals wręcz można mówić o klapie finansowej.
Spider-Man: No Way Home trwa prawie 2 i pół godziny, i trzeba przyznać, doskonale wykorzystuje ten czas. Seans w ogóle się nie dłuży, wydarzenia na ekranie ogląda się z prawdziwą przyjemnością, choć niestety jest tutaj sporo dziur fabularnych, mnóstwo nieścisłości i po prostu głupotek. Na popularność filmu zapewne wpłynął ogromny fanserwis który możemy tutaj znaleźć, przejawiający się w nawiązaniach, wydarzeniach czy nawet dialogach. I oczywiście postaciach. Powracają bohaterowie znanie ze wcześniejszych filmów, Peter Parker – Spider-man, z ogromnym problemem, gdy cały świat dowiedział się o jego tajnej tożsamości, Tom Holland jak zwykle sprawdził się w tej roli rewelacyjnie, warto wspomnieć że zarówno MJ (Zendaya) jak i Ned Leeds (Jacob Batalon) otrzymali nieco więcej czasu na ekranie, i nie są tylko przyjaciółmi głównego bohatera, ale mają swój wyraźny wpływ na wydarzenia. Happy Hogan (Jon Favreau) i May Parker (Marisa Tomei) przechodzą kryzys w związku, pojawia się także Wong (Benedict Wong ) oraz przede wszystkim Doctor Strange (Benedict Cumberbatch), będący przyczyną całego zamieszania. Sceny między Doctorem a Spider-manem bardzo fajnie zrealizowano, a wisienka na torcie jest może mało logiczne, ale urocze „zwycięstwo” nauki nad magią. I dopiero teraz zaczyna się jazda bez trzymanki. J. Jonah Jameson pojawił się już we wcześniejszym filmie, a w rolę ta wciela się J.K. Simmons znany ze starszych Spidermanów. Ale najwidoczniej to było mało, gdyż do MCU zawitała cała gromadka złoli, każdy znany już z trylogii Spider-Man (2002, 2004, 2007) lub dylogii The Amazing Spider-Man (2012, 2014), a swoich rolach wracają aktorzy wcielający się w te postacie we wcześniejszych filmach! Choć po prawdzie, niektórzy dostali tak mało czasu na ekranie, że nawet nie musieli zjawiać się na planie zdjęciowym, wykorzystano po prostu stare ujęcia i efekty specjalne, ot ciekawostka. Błyszczy Norman Osborn – Green Goblin, w tej roili Willem Dafoe, który z powodu swojej urokliwej aparycji i niezwykłej mimiki w starych filmach niepotrzebnie chował się za plastikową maską. I ten błąd został tutaj naprawiony, maska zostaje wymownie zniszczona, a Green Goblin staje się jeszcze bardziej diaboliczny! Dr. Otto Octavius (Alfred Molina) także otrzymał spory udział w całości opowieści, co niestety nie można powiedzieć już o reszcie. Max Dillon – Electro (Jamie Foxx), a szczególnie Dr. Curt Connors – The Lizard (Rhys Ifans) i Flint Marko – Sandman (Thomas Haden Church) stanowią ważny, ale nieco zmarginalizowany trzon całej otoczki. Jednak crème de la crème to powrót Spider-mana i Spider-mana! Tak, na ekranie ponownie w tej roli pojawia się Tobey Maguire i Andrew Garfield! Owszem to spojler, tajemnica mocno skrywana przez producentów przed premierą, ale od niej minęło już tyle czasu, tak że chyba każdy już słyszał o tym niezwykłym cameo. A jakby było mało, to na deser mamy jeszcze małą scenkę w której błyszczy sam Matt Murdock, w którego wcielił się Charlie Cox, odgrywający te samą rolę w serialach Netflixa! I w równie małej scence jeszcze zawitał tutaj Venom, czyli oczywiście Tom Hardy. I taki właśnie jest najnowszy Spider-man, fanserwis pełną gębą, co jest największym atutem tego filmu. Co budzi nieco obawy, gdyż skoro takie praktyki tak dobrze się sprzedają, to jaką ścieżką podążą Sony i Disney? Niestety w najnowszej produkcji scenariusz mocno momentami niedomaga, mimo, że ma wiele mocniejszych momentów, a sam film jest bardzo dobry, ale z pewnością nie wybitny.

Scena po napisach: 1) Venom z drinkiem 2) Zwiastun

SERIALE

WandaVision

lata emisji: 2021
Sezon 1: 9 odcinków

Wydarzenia z serialu mają miejsce po Endgame, co patrząc na główne postacie, może wydawać się nieco dziwne. I takie jest, pierwsze odcinki mają konstrukcję nawiązująca do starych sitcomów, ale już widz otrzymuje przesłanki, że coś tutaj nie gra, a sytuacja zmienia się z chwili na chwilę. Im dalej w las, wszystko zaczyna układać się w logiczną całość, a wraz z końcem otrzymujemy klasyczną superbohaterska rozpierduchę. Największym atutem serialu jest ten niesamowity klimat, zwłaszcza w początkowych odcinkach i aura tajemniczości wisząca nad wszystkimi wydarzeniami. I oczywiście postacie, głównie Wanda Maximoffi i Vision. Elizabeth Olsen i Paul Bettany  doskonale odegrali swoje role, a ich bohaterowie po prostu dają się lubić. Oczywiście w serialu powróciło także parę innych postaci znanych z dużego ekranu, w tym „dokonano” pewnego ciekawego rekastingu.

The Falcon and the Winter Soldier

lata emisji: 2021
Sezon 1: 6 odcinków

Kolejny serial przedstawia dalsze losy Falcona (Anthony Mackie) i Buckiego Barnesa (Sebastian Stan). Przed premierą wiele się mówiło, jak to działa chemia między tymi postaciami, i jakie to daje możliwości. Niestety, na ekranie ta chemia gdzieś uleciała, a cały serial okazał się przysłowiową wydmuszką. Anthony Mackie w swojej roli sprawdzał się idealnie, gdy za towarzysza miał Kapitana Amerykę, gdy na swoich barkach musi udźwignąć większy ciężar, niestety, najzwyklej w świecie nie daje rady. Do tego scenariusz, który sili się na patos, a niestety wszystko to wypada bardzo słabo i nienaturalnie, powodując, że serial niestety okazał się bardzo słaby. Biorąc pod uwagę, że powracają też takie charyzmatyczne postacie jak Baron Zemo (Daniel Brühl) czy Sharon Carter (Emily VanCamp) widać wyraźnie zmarnowany potencjał.

Loki

lata emisji: 2021
Sezon 1: 6 odcinków

Loki czyli niezrównany Tom Hiddleston, na dużym ekranie przeszedł ogromną metamorfozę, a widzowie pokochali tę postać. Mimo tragicznych wydarzeń z początku Endgame, pewna furtka została otwarta, z czego skrzętnie skorzystał serial. Otrzymujemy mocno zwariowany klimat, mnóstwo dziwacznych sytuacji oraz postaci. I to się sprawdza! Wyszedł serial nieprzeciętny, który po prostu doskonale się ogląda. Tym bardziej, że Hiddleston otrzymuje godnych towarzyszy: rewelacyjny Owen Wilson jako Mobius i przeurocza Sophia Di Martino jako Sylvie. A na deser, zmiana całej rzeczywistości!

Hawkeye

lata emisji: 2021
Sezon 1: 6 odcinków

Clint Barton (Jeremy Renner) i jego naśladowczyni Kate Bishop (Hailee Steinfeld) oraz odpowiedzialność za swoje czyny i rozliczenie się z przeszłością. A całość w bardzo przyjemnej sensacyjnej otoczce, ze całkiem spora dozą nawet udanego humoru. Główna zasługa tutaj kalki głównego bohatera, Hailee Steinfeld jako Kate Bishop momentami aspiruje do miana największego atutu tego serialu. Jest jeszcze Yelena Belova (Florence Pugh) znana z Czarnej Wdowy, a sam serial przedstawia także wydarzenia będące następstwem sceny po napisach znanej z tego filmu. Kolejną niespodzianką było ponowne nawiązanie do seriali Netflixa, gdyż także tutaj wraca pewna postać i to nie byle jaka!

What If…?

lata emisji: 2021
Sezon 1: 9 odcinków

Serial animowany, gdzie każdy odcinek przedstawia znane już wydarzenia, a przynajmniej ich podwaliny. Jednak coś zostaje zmienione, a następstwa są mocno zaskakujące. Takie wariacje na temat alternatywnej historii. Każdy odcinek jest dla siebie, ale o dziwo, cały serial ma mocno spójna strukturę, i w finale wszystko łączy się w logiczną całość. Mimo specyficznej, mało ciekawej szaty graficznej, z na siłę wzorowaniem rysunkowych twarzy na prawdziwych aktorach, co momentami wypada bardzo słabo, całość ogląda się wyśmienicie, i pomimo dość słabego pierwszego odcinka, finał wręcz zapiera dech w piersiach.

Patrząc na całość, ewidentnie widać, że Disney szuka nieco nowej drogi. Póki co wypada to mocno średnio, Black Widow i Shang-Chi nie zła złymi filmami, ale obok naprawdę niezłych momentów, mają sporo słabych. Do tego te scenariusze, szczególnie w Shang-Chi mocno głupoty dają się we znaki. Eternls to pod wieloma względami piękne widowisko, ale ponownie, sporo rzeczy tu nie zagrało, do tego film okazał się spora klapą finansową. Nowy Venom to straszny potworek (dosłownie), także z wieloma wadami, ale chociaż przyciągnął sporo widzów do kin. Ponad tym jest najnowszy Spider-man, który rewelacyjnymi opiniami i ogromną popularnością zaskoczył samych twórców! I mimo, że film ogląda się doskonale, to głupoty i nielogiczności scenariusza mocno dają się we znaki, a przeogromny fanserwis nie wiadomo, czy jest dobrą drogą w przyszłości.

Seriale nieco zaskakują, o ile The Falcon and the Winter Soldier jest bardzo słaby, to już WandaVision i Loki serwują pewien powiew świeżości, oby utrzymany w kolejnych produkcjach. Hawkeye, mimo dość standardowej konstrukcji także wypada o dziwo bardzo dobrze.

Coraz więcej w MCU pojawia się tematyki Multiversum, a to może doprowadzić albo do ogromnego bałaganu, albo całkiem ciekawych wątków, praktycznie niczym nie ograniczonych. Kto wie, może znowu na ekranie zobaczymy Iron-mana i Captaina America?