Feeds:
Wpisy
Komentarze

Archive for Luty 2020

LEGO właśnie startuje z nową linią produktów, o całkiem pomysłowym założeniu. Poszczególne produkty to opaski na rękę, stojaki i ramki na zdjęcia, pojemnik na przybory biurowe czy stojak na biżuterię. A wszystko to możemy przyozdobić według własnego uznania dołączona garstką kolorowych malutkich płytek, które także występują z najróżniejszymi nadrukami. Nie powiem, umożliwia to stworzenie czegoś tylko naszego, tym bardziej, że to klocki, więc do przyozdobienia możemy wykorzystać także elementy które już posiadamy. A gdyby akurat zdarzyło się, że nie mamy odpowiedniego zaplecza klockowego, to LEGO i na to ma rozwiązanie: gotową saszetkę zawierająca tylko ozdobniki. Za paręnaście złotych możemy zakupić taki oto woreczek:

LEGO Dots 41908 Extra Dots Series 1

LEGO Dots 41908 Extra Dots Series 1

W którym znajdziemy ponad 100 malutkich płytek. Znajdziemy tu ćwierćkoła w pastelowych kolorach, groszki z brokatem, oraz, co zapewne dla wielu z nas najciekawsze, groszki z nadrukiem. Czyli takie LEGOwe emotki:

LEGO Dots 41908 Extra Dots Series 1

LEGO Dots 41908 Extra Dots Series 1

Niestety, okazuje się, że emotek w woreczku jest zaledwie 11, i co najgorsze, wszystko wskazuje na to, że ich dobór jest losowy. Tak więc jakaś może się powtórzyć, ale w mojej paczuszce nie trafiłem choćby na kostkę czy diamencik. Za to dostałem kupkę. Tęczową, a jak!

LEGO Dots 41908 Extra Dots Series 1

Na szczęście torebka posiada przezroczyste okienko, więc przed zakupem spokojnie można zajrzeć, czy odpowiednie emotki znajdują się w woreczku. A jak potrzebujemy ich więcej, cóż, pozostaje kupno kolejnej paczuszki. Trzeba przyznać TLG, całkiem niezłe posunięcie marketingowe, chcesz diamencik, kostkę i kupkę? Kup więcej!

Read Full Post »

Wymagania sprzętowe na poziomie IBM PC AT 386 25MHz, 2 MB RAM i karta graficzna VGA dziś śmieszą, ba zapewne wielu obecnych PCtowych graczy nawet będzie miało problem z wyobrażeniem ich sobie! W 1992 roku jednak to było coś! Przynajmniej dla tych, którzy posiadali komputer, gdyż dla wielu z nas, taka maszynka istniała jedynie w sferze marzeń. Sam nie posiadałem wtedy komputera, ale kupel który go miał, dał znać, że właśnie zdobył jakąś rewelacyjną grę. Poleciałem w te pędy i graliśmy. Dość długo, zapatrzeni w monitor, skupieni na niesamowitej rozrywce. W pewnym momencie do pokoju wpadł jego pies. Obaj tak się wystraszyliśmy, że podskoczyliśmy na krzesłach. Bo gra była horrorem, i to na tamte czasy niezwykle nowatorskim. Statyczne tła ukazywała pomieszczenia pod najróżniejszym kątem, a postacie które po nich buszowały, w tym nasz protagonista, były wykonane w pełnym 3D. Brzmi znajomo? od razu na myśl nasuwa się Resident Evil. Ale to Alone in the Dark był pierwszym horrorem, który wprowadził tak niesamowity sposób przedstawiania rozgrywki.

Już sam początek robił ogromne wrażenie, nagle płaskie logo Infogrames, pancernik, zmienia się w pełni trójwymiarowy model i zaczyna się obracać. Wybieramy jedną z dwóch postaci, możemy grać jako detektyw Edward Carnby lub Emily Hartwood, której wuj popełnił samobójstwo w mrocznej posiadłości.

Intro przedstawia, jak spokojnie zmierzamy do niniejszego domostwa, już czując, że ktoś, lub coś, nas obserwuje. Wchodzimy do środka, a wielkie drzwi same z siebie się za nami zatrzaskują. W końcu trafiamy na strych, i w tym momencie gracz przejmuje w pełni kontrolę nad wybraną postacią. W pełni, to znaczy, że możemy poruszać się w dowolną stronę, w pełnym 3D!

Oddalając się od ekranu postać automatycznie i płynnie się zmniejsza, i analogiczne, przybliżając się do punktu obserwującego daną scenę, zwiększa swoje rozmiary. Na tamte czasy sprawiało to niesamowite wrażenie! Z menu możemy wybrać parę „umiejętności”, możemy coś popchnąć, przeszukać, później pojawi się możliwość skoku. Tak, zgadza się, by nasza postać wykonała jakąś z tych czynności, nie wystarczy wcisnąć określonego klawisza, ale trzeba wybrać odpowiednią opcję z menu. Można też biegać, w tym przypadku trzeba nacisnąć szybko dwa razy klawisz ruchu, z czym niestety są problemy. Po chwili od rozpoczęcia rozgrywki atakuje nas pierwszy, przypominający zombie, stwór. Chował się w schowku w podłodze. Walczyć możemy, odpowiednia opcja jest w menu. Następny stwór już czyha za oknem, tym razem to bodajże wilkołak, przypominający tak naprawdę ogolonego fioletowego kurczaka. Jeżeli mieliśmy szczęście, to znaleźliśmy już strzelbę, o wiele ułatwi potyczkę! Tylko trzeba pamiętać o oszczędzaniu amunicji, niestety, to towar deficytowy. Ale możemy też przesunąć skrzynię na klapę i zasłonić okno szafą, dzięki czemu obu spotkań z potworami unikniemy. I na tym polega ta gra, błądzimy po strasznym domostwie, kombinujemy by przeżyć, a zaskakujące jest to, że otrzymujemy całkiem sporą swobodę.

Z dziwnymi stworami ciężko jest wygrać, ale często można uniknąć walki. Dla przykładu choćby kuchnia, ze spora liczbą zombiaków. Można walczyć, ale też można postawić na stole garnek ze strawą. Nagle zombiaki usiądą grzecznie na krzesłach i zupełnie stracą nami zainteresowanie. Zagadki są sensowne, logiczne, a wiele problemów można rozwiązań na parę sposobów.

W końcu trafiamy do podziemi, tu już akcent przygodowy praktycznie znika, mamy bieganie, uciekanie przed stworami, skakanie po platformach, błądzenie po labiryncie i wreszcie ostateczną potyczkę.

Scenariusz oparto na prozie H.P. Lovecrafta, a o wielu wydarzeniach dowiadujemy się z znajdywanych tu i ówdzie ksiąg. Gra swego czasu zachwyciła wszystkich, zarówno graczy jak i recenzentów. Wręcz rozpływano się nad jej sposobem „filmowego przedstawiania wydarzeń”. Sukces pociągnął za sobą kontynuacje, Alone in the Dark 2 ukazał się w 1994 roku, a Alone in the Dark 3 w 1995. Były to gry przyzwoite, choć niestety, nie potrafiły już tak zauroczyć jak jedynka. W 2001 roku ukazała się czwarta część: Alone in the Dark IV: Koszmar powraca także dość dobra, oczywiście już z o wiele lepszą grafiką, i z bardzo ciekawych systemem świateł. Później jeszcze próbowano reaktywować markę, niestety, z marnym skutkiem. I był jeszcze film, o którym nikt nie chce pamiętać.

Dzisiaj w Alone in the Dark można zagrać choćby za pośrednictwem sklepu GOG, gdzie otrzymujemy wersję w pełni udźwiękowioną, z całkiem przyjemną oprawą muzyczną. Koszt na promocji to bodajże 3 złote (i to za całą trylogię + mały dodatek!), więc sam się skusiłem, i chętnie powróciłem do tajemniczego domostwa. Grafika dziś odstrasza, ale ma swój urok. Niestety, sama gra jest dość krótka, orientując się co i jak, spokojnie można ją skończyć w jeden wieczór. Ale warto, i o dziwo, nadal można się przestraszyć. Choć obecnie większość stworków powoduje uśmiech, to jednak klimat pozostał. Z ciekawości, z nostalgii, z zainteresowania historią gier komputerowych. Każdy powód będzie dobry, by powrócić do Derceto.

Read Full Post »