Tajfun, agent kosmicznej agencji wywiadowczej „Nino”, zawitał na łamach gazety „Świat Młodych” w 1984 roku. Do 1988 roku ukazały się w sumie cztery serie poświęcone jego przygodom, w których towarzyszyły mu dwie przepiękne agentki: Kriss i Maar. I co w tych przygodach nie było! Zgrabne połączenie wątków science fiction z sensacyjnymi uzupełniały brawurowe pościgi, strzelaniny, zdrady, karate, kung fu, samuraje, potwory i kosmici! Scenariusze były naiwne, wręcz głupkowate, ale jak to się czytało i oglądało! Tadeusz Raczkiewicz, ojciec Tajfuna, potrafił sklecić niezwykle dynamiczne plansze, choć zdarzały mu się także gorsze momenty i pojawiały się prawdziwe potworki. Za czasów „Świata Młodych” powstały tylko cztery historie, autor jednak powrócił do swoich postaci i w latach 2012-2103 wydawnictwo Ongrys opublikowało albumy z całkowicie nowymi przygodami, narysowanymi przez Raczkiewicza zarówno do swoich, jak i obcych scenariuszy.
Ale nie o te nowe przygody chodzi, a coś, co powstało jako hołd dla autora. Przygody Tajfuna i spółki tworzone przez całkowicie nowych autorów.
Już w 2014 roku ukazał się książeczka „Antologia 30 lat Tajfuna”. Mały format, zaledwie 24 strony wypełnione głównie fanartami, do tego krótki artykuł. Fajna ciekawostka, stanowiąca przystawkę do czegoś naprawdę nieprzeciętnego.
„Tajfun nowe przygody Antologia” to już pełnoprawny album, twarda oprawa, duży format, 160 stron. A w środku, oprócz paru artykułów, wywiadu i fanartów, także dłuższe i krótsze pełnoprawne komiksy z Tajfunem, tworzone przez wielu twórców. Album tworzony był jako prezent dla autora, niestety, przed samą premierą Tadeusz Raczkiewicz zmarł przedwcześnie. Powstał hołd, i to hołd nad wyraz udany! Oczywiście, jako, że to antologia, tworzona przez całkiem sporą grupę artystów, poziom jest różny, zarówno scenariuszy, jak i rysunków. Ale czytając historię za historią naprawdę świetnie się bawiłem.
Trzeba przyznać, twórcom nie brakowało pomysłów, a i ogrom nawiązań do oryginalnych przygód stanowi niezwykle przyjemne urozmaicenie. Nieco jedynie odstraszyła mnie historia, na która natknąłem się mniej więcej w połowie albumu. Rysunkowo straszyła, więc ja pominąłem, a było co pomijać, gdyż liczy ponad 50 stron. Po zaliczeniu całej pozostałej zawartości, no cóż, przydałoby się jednak powrócić do tego potworka, co uczyniłem, przeczytałem i…
O ja pierniczę, jakie to jest dobre! Rysunki straszyły tylko na pierwszy rzut oka, okazało się, że autor potrafi narysować prawdziwe małe cudeńka, a jak mu różne pojazdy wychodzą to już szczęka potrafi zaryć o glebę! A scenariusz! Abstrakcja, humor, tona nawiązań do popkultury, szczególnie tamtych lat, i to tej komiksowej jak i filmowej! Najróżniejszych smaczków tutaj jest prawdziwe zatrzęsienie!
Paweł Gierczak, bo to on odpowiada za ten niezwykły epizod, na szczęście kontynuował swoją przygodę z Tafunem, i obecnie dostępne są jeszcze dwa pełnoprawne, wydane nakładem samego autora. Od razu podkreślę, same wydania stoją na najwyższym poziomie: świetny papier, druk, format A4. A zawartość to sam miód! Zwariowana, szalona, bawiąca się konwencją, i jeszcze bardziej przepełniona najróżniejszymi smaczkami, zarówno do wcześniejszych epizodów, jak i innych komiksów czy filmów!
Jak ktoś lubi Tajfuna, i zna jego wcześniejsze przygody, gorąco polecam, tym bardziej, że nowe przygody obecnie bez problemu można nabyć bezpośrednio u autora, a do tego ozdobione są przepięknymi wrysikami.
Dodaj komentarz