Feeds:
Wpisy
Komentarze

Archive for Czerwiec 2024

Jerzy Wróblewski był niezwykle płodnym artystą, stworzył wręcz zatrzęsienie najróżniejszych historii, niestety, gros z nich jednak był obciążony realiami czasów w których tworzył, stąd też czuć wyraźny smrodek czy to dydaktyczny czy propagandowy. Na szczęście wśród dzieł które narysował można znaleźć także takie, które nastawione były na czysta rozrywkę, i świetnie w tej roli się sprawdzały. Scenariusze reprezentowały różny poziom, ale w połączeniu z niesamowitą kreska Wróblewskiego, komiksowe opowieści okazywały się niezwykle przyjemną lekturą. I co najważniejsze, czyta je się dzisiaj równie przyjemnie, jak te 40 lat temu.

Obecnie sporo komiksów Wróblewskiego jest wznawianych, począwszy od najstarszych komiksów prasowych, poprzez zeszyty z serii „Kapitan Żbik”, po wznowienia wydań albumowych. Świetnego odświeżenia, i to zarówno w formie albumowej jak i w wydaniu zbiorczym, doczekał się „Binio Bill”, nie tak dawno pojawił się album „Vahanara!”, a także szereg już obecnie dostępnych albumów głównie o tematyce sensacyjnej.

Na powyższym zdjęciu nowe wydania w zestawieniu ze swoimi pierwowzorami. Już same okładki cieszą oko wyraźnie lepiej odwzorowanymi kolorami, a i forma zachwyca: dobry papier, twarde oprawy, w środku sporo dodatkowego materiału.

Skradziony skarb” to dynamiczna opowieść sensacyjna, doskonale wręcz narysowana przez Wróblewskiego. Pierwsze wydanie ukazało się w 1986 roku, i wyraźnie widać różnice, komiks prezentuje się wybornie na dobrym papierze i z odpowiednio odświeżonymi kolorkami.

Powrót do tej historii to sama przyjemność, choć jak czytałem ją lata temu i jak czytam obecnie, nadal nie mam pojęcia, co odwróciło uwagę Barbary?

Nie zabrakło dodatków, znajdziemy tutaj notki o Macieju Kuczyńskim, Małgorzacie Holender oraz samym Jerzym Wróblewskim. Jest też krótka historia wydania samego albumu uzupełniona o szkice oraz ciekawe i bogato ilustrowane opracowanie „Gwiazdy filmowe w komiksach Jerzego Wróblewskiego”. Oczywiście opracowania spod reki Macieja Jasińskiego, czyli specjalisty w temacie twórczości Wróblewskiego, i w sumie mecenasa jego spuścizny.

Równie przyjemnie jest powrócić do albumy „Figurki z Tilos” pierwotnie wydanych w 1987 roku. Także tutaj otrzymujemy dynamiczną opowieść sensacyjną, jednak samo odświeżenie w tym przypadku wypadło nieco dziwnie.

Większość kolorów jest ładnie odrestaurowana, ale niestety postacie wyglądają, dosłownie, blado! Akcja albumu rozgrywa się w dość ciepłych obszarach globu, i jednak postacie powinny być bardziej opalone. Szczególnie Helena, która nie boi się odsłaniać rąbka swojego ciała. Widać to szczególnie w dość znanej sentencji kadrów:

Karnacja wypada o wiele lepiej na oryginalnych planszach!

Nawet wśród dodatków jest strasznie ubogo, otrzymujemy zaledwie trzy strony poświęcone historii powstania albumu i parę szkiców. Po rewelacyjnie odświeżonym „Skradzionym skarbie” niestety „Figurki” wypadają, nomen omen, blado….

Trzeci album sensacyjny pierwotnie opublikowany został w magazynie „Relax” w latach 1978-1979, po czym wznowiono go w formie albumowej w 1988 roku. Wersja odświeżona na szczęście wypada jak w przypadku „Skradzionego skarbu”, nic pod tym względem „Czarnej róży” zarzucić nie można!

Odświeżenie dotyczy wersji albumowej, gdyż już wtedy pojawiły się różnice w kolorowaniu w stosunku do wersji z „Relaxu”,

czy nawet całkowicie przerysowana od nowa plansza!

Nowa edycja zaznacza te różnice, i w dodatkach znajdziemy także pierwotną planszę!

Ale to nie wszystko! Ogromną niespodzianką jest dorzucenie do albumu krótkiej historyjki „Szklana kula Pani Księżyc”, pierwotnie wydrukowanej w formie czarno-żółtej w albumie „Diamentowa rzeka”, a tutaj uzupełnionej o kolorki. Co prezentuje się wręcz zjawiskowo!

Przepiękne wydanie! Cała trylogia sensacyjna wypada niezwykle udanie, z małym potknięciem przy „Figurkach”. Szkoda jedynie, że do kompletu Ongrys nie dorzucił do któregoś z albumów „Fortuny Amelii”, choć z drugiej strony, ta krótka historyjka wypada dość słabo pod względem scenariusza, i wyraźnie odstaje od „Skarbu”, „Figurek” i „Róży”.

Ale to nie koniec! Nowej wersji doczekał się także „Hernan Cortes”, który już w 1986 roku zachwycał, a teraz zachwyca jeszcze bardziej!

Kolorki prezentują się przewspaniale, do tego w niniejszym przypadku odpowiednio zadbano o karnację poszczególnych postaci!

I co warto podkreślić, nowe wydanie to pierwsze wydanie w pełni kompletne, uzupełnione o jeden kadr, wcześniej ocenzurowany!

Także dodatki wypadają niezwykle atrakcyjnie, poświęcono w nich miejsce nie tylko Wróblewskiemu i jego twórczości, ale także Stefanowi Weinfeldowi.

Perełka!

Jedźmy dalej! Określenie użyte z premedytacją, gdyż już na okładce wita nas pędzący jeździec.

A przy okazji mamy zmianę wydawcy, w/w albumy wydał Ongrys, natomiast za „Przyjaciół Roda Taylora” odpowiada Kultura Gniewu.

I niestety już od razu pojawia się dziwny zgrzyt. Podłoże po którym cwałuje rumak, mimo że słabo widoczne, to jednak ewidentnie nie jest wersją oryginalną i odświeżoną, ale narysowane zostało od nowa. I to nawet nie przerysowane! Do tego zupełnie niezrozumiałe dla mnie jest dlaczego koń ma… niebieskie kopyta!? Odświeżenie oryginalnych kolorów, a nawet ich poprawa w nowych wydaniach jest jak najbardziej wskazana, ale tak dziwna ingerencja w oryginalny rysunek już raczej niekoniecznie.

A dalej robi się jeszcze dziwniej. Wydawca z nieznanych powodów pobawił się… niebem. Nie dość, że przepiękny odcień błękitu został zmieniony na kolor o wiele „smutniejszy”, to jeszcze warto przyjrzeć się konturom chmur – wyraźnie widać ponownie niezrozumiałą ingerencje w oryginalny rysunek! Ostre krawędzie i szczegóły zostały wyraźnie rozmyte! Coś takiego nie powinno mieć absolutnie miejsca, ponownie, jest to już ingerencja w oryginalne dzieło artysty! A tutaj kwiatki się nie kończą, zmieniono kolorystykę niektórych postaci – w oryginale mężczyzna stojący trzeci od lewej na pierwszym kadrze to kto inny, niż osoba z kadru trzeciego, w nowej wersji jakby chciano sprawić wrażenie, że to ta sama postać. Nawet im wąsy wybielili! O dziwnej barwie gór majaczących na horyzoncie nie ma już chyba co wspominać.

A to dopiero pierwsza plansza!

Na drugiej już wiadomo dlaczego wąsy zostały wybielone, tutaj są siwe, więc najwidoczniej wydawca chciał ujednolicić. Tyle że się trochę rozpędził. Rozpędził się także przy głównej nagrodzie, srebrnym winchesterze, który w oryginale był cały srebrny, a w nowej wersji ma tylko srebrne niektóre elementy.

Na szczęście są też plusy, jak choćby lepiej oddana czerń, w pierwszym wydaniu wyraźnie widać, że czarne obszary nie są jednolite, wchodziło na nie kolorowanie, jakby nie do końca przykryte czarnym tuszem.

Jednak kolą w oczy takie niuanse jak kolor nieba i te nieszczęsne, sztucznie rozmyte na krawędziach chmury. Na poniższym porównaniu widać także dokładnie, że rysunki w wydaniu z 1984 roku posiadają jakby wyraźniejszą kreskę i więcej szczegółów.

Można dywagować, gdzie kończy się delikatne poprawienie oryginału, a zaczyna niedopuszczalna w niego ingerencja. Poprawienie kolorystyki napisu „Saloon” wydaje mi się słuszna, ale dokolorowywanie kawałka skały już nie. Tym bardziej, że nie ma to żadnego uzasadnienia.

Oryginalny albumik był dość cienki, więc wydawca zadbał, by znalazło się tutaj nieco materiału dodatkowego. Otrzymujemy więc ostatni, niedokończony komiks Wróblewskiego „My nigdy nie śpimy” opublikowany już w trzecim tomie kolekcji „Z Archiwum Jerzego Wróblewskiego”, jednak tutaj po raz pierwszy zaprezentowany w formie kolorowej. Wygląda to naprawdę nieźle. Nie zabrakło także artykułu o miłości rysownika do westernów, oczywiście bogato ilustrowanego.

Dodatki oczywiście jak najbardziej na plus, ale sama forma odświeżonej wersji jednak zahacza o fuszerkę i jest pełna niepotrzebnej ingerencji w materiał źródłowy. Wydawca swoją indolencje zresztą zaprezentował nawet w opisie albumu: „Zawody strzeleckie w Cross City wygrywa Tom Ford, a zdobytą nagrodę – srebrnego winchestera – wkrótce wykorzystuje podczas sprzeczki w salonie”. Jak widać na załączonych wcześniej zdjęciach, we wspomnianym saloonie używa rewolweru, a nie winchestera… Ten komiks ma parę stron, jak można było taki babol walnąć? I jeszcze liczyć sobie za to okładkowo 49.90 złotych, czyli tyle samo, co wznowienia Ongrysa…

Po wielu latach od powstania, obcowanie z twórczością Jerzego Wróblewskiego nadal sprawia ogromną przyjemność, tym bardziej zaprezentowanie w nowej formie jednych z jego najlepszych historii zachęca, by ponownie po nie sięgnąć. Naprawdę udane odświeżenia uzupełnione o atrakcyjne dodatki powodują, że nawet mając stare wydania, warto zaopatrzyć się w nowe. „Figurki z Tilos” wypadły nieco słabiej, ale nadal mogą stanowić smakowity kasek. Szkoda jedynie, że zmasakrowano „Roda Taylora”, w tym przypadku lepiej jednak poszukać pierwszego wydania. Odświeżenie niestety zbyt bardzo ingeruje w rysunki Wróblewskiego, do tego paradoksalnie gubiąc jeszcze wiele szczegółów z perfekcyjnie tworzonych przez artystę kadrów.

Read Full Post »

Mały skok w bok w temacie graficzek, ale nadal w temacie komiksowym. Linia Komiks Gigant rozrosła się do niebotycznych rozmiarów, pojawiło się parę regularnych serii, a do tego sporo wydań specjalnych publikowanych w nieco chaotyczny sposób. Same komiksy jak najbardziej warte są poznania, tym bardziej, że często twórcy w tych tomikach naprawdę popuszczają wodze fantazji.
Graficzka jest w wersji 0.9, na chwilę obecną w dość skondensowanej formie prezentuje wszystkie serie, z regularnych występują tylko wybrane okładki. Docelowo w planie jest umieszczenie wszystkich okładek, ale to sporo skanowania, więc zapewne wersja 1.0 pojawi się nie wcześniej niż pod koniec roku. Dodatkowo mam nadzieję, że uda się dorzucić więcej ciekawostek, oraz opisać i zaznaczyć cykle tematyczne pojawiające się w wybranych tomikach. Ale to plany, a wiadomo jak z planami bywa, póki co serdecznie zapraszamy do zapoznania się z wersją wstępną, mamy nadzieję, że się przyda.

A skoro to Disney, nie mogło zabraknąć tutaj specjalisty w tej dziedzinie, czyli Radosława Kocha z „Kaczej Agencji Informacyjnej” która szczerze mocno polecam i zapraszam, znajdziecie tam wręcz zatrzęsienie materiałów o komiksach z Kaczkami i Myszkami! I sporo, sporo więcej. I jak zwykle ogromne podziękowania dla Mertusora za niecenioną pomoc!

Coraz więcej serwisów wydziwia z obrazkami, zmieniają nazwy, dodatkowo kompresują, zmieniają formaty… Stąd wersję oryginalną graficzki, bez kompresji, umieszczam na serwerze zewnętrznym w archiwum zip (9 mega). W środku jest plik w formacie png: Walt Disney – Komiks Gigant v09.png.

Read Full Post »