Początek roku to czas najróżniejszych podsumowań. Ostatnio strasznie modnych, najróżniejsze listy naj czegokolwiek poprzedniego roku wprost zalewają odmęty internetu. I czasem warto z co poniektórymi się zapoznać. Można choćby odkryć takie to cudeńko:
W feudalnej Japonii poznajemy młodego Kubo opiekującego się swoją matką. Dzieciak codziennie udaje się do wioski, gdzie przy akompaniamencie dźwięków z shamisenu i w towarzystwie niezwykłych ożywionych origami, opowiada pasjonujące historie. Zmuszony do opuszczenia wioski, Kubo udaje się w niezwykłą podróż, której celem jest odnalezienie pewnej zbroi. Jak zwykle w takich opowieściach, nasz bohater odnajdzie podczas podróży znacznie więcej.
I owszem, Kubo i dwie struny to wręcz klasyczna opowieść drogi, jednak za jej powstaniem stoi studio Laika. Znane z takich tytułów jak Coraline, ParaNorman czy The Boxtrolls. I mimo, że opowieść o Kubo jest utrzymana w dość pozytywnym nastroju, to jednak sporo tu scen dość mocnych, momentami zahaczających wręcz o horror, potrafiących przerazić młodszego widza. Jednocześnie także same wydarzenia czy postacie nie są czarno-białe, jak to zazwyczaj bywa w innych bajkach, motywy postępowania niekoniecznie jednoznaczne, a wybory często bardzo trudne. Opowieść, mimo że raczej sztampowa, to jednak potrafi zachwycić, zmusić choć trochę do zadumy, i po prostu zagwarantować doskonałą zabawę.
A zabawa ta jest tym bardziej zapierająca dech w piersiach, gdy uświadomimy sobie, że na ekranie nie oglądamy animację komputerową, ale prawdziwych małych aktorów, mimo, że bezdusznych, to potrafiących wyrazić więcej uczuć niż niejeden „prawdziwy” aktorzyna. Wszystkie postacie w filmie to kukiełki, ożywione zręcznymi rękami animatorów. Owszem, film nie ustrzegł się efektów specjalnych, ale działają one tutaj jak w każdym aktorskim filmie. Zresztą mocno polecam choćby poniższy filmik, który co prawda trochę spojleruje wydarzenia z filmu, ale wydaje mi się, że warto go obejrzeć, nawet przed seansem, wtedy wydarzenia dziejące się na dużym ekranie robią jeszcze większe wrażenie.
Film grają jeszcze w kinach, choć niestety o jakiś nieprzyzwoitych porach. Gorąco polecam, naprawdę warto się wybrać, takie perełki niestety nie zdarzają się często. Może nie jest to cudo świata, ale opowieść o Kubo pochłania się z zapartym tchem. Tylko podkreślam, jeżeli chcecie wybrać się z dzieciakami, raczej upewnijcie się, że są na tyle dojrzałe, by nie przeraziły ich dość mocne sceny, i pamiętajcie, że być może parę wydarzeń z filmu warto będzie później z nimi przedyskutować.
Kubo i dwie struny to obecnie najlepiej oceniany film ze studia Laika, jednocześnie jest to niestety wielka porażka finansowa. Przy budżecie rzędu 60 milionów dolarów, wpływy ledwo osiągnęły poziom 70 milionów. Coś tu niestety nie zagrało, i raczej po stronie marketingu. Sam załapałem się dosłownie na ostatni dzwonek, by film obejrzeć w kinie, i do czego również serdecznie Was zachęcam. Warto, po prostu warto. Także dla muzyki, jak zaczną się napisy końcowe, nie zrywajcie się z foteli, posiedźcie chwilę i posłuchajcie do końca.
Niestety, nie znoszę animacji poklatkowej, więc ten film wizualnie mnie odrzuca…
Też nie jestem jakimś miłośnikiem, niemniej na tym filmie bawiłem się bardzo dobrze. Może daj szansę? Niewiele tracisz, a możesz równie przyjemnie się zaskoczyć.
No… ale chyba jak poleci w TV. 😉
Taki film naprawdę warto obejrzeć w kinie!