Craig Thompson, amerykański scenarzysta i rysownik nie ma na swoim koncie zbyt wielu pozycji, ale wszystko co dotychczas stworzył, spotkało się z uznaniem zarówno krytyki jak i czytelników, co zaowocowało wysypem branżowych nagród. Jego powieści graficzne: Blankets: Pod śnieżną kołderką, Żegnaj Chunky Rice, Habibi, Dziennik podróżny ukazały się także w naszym kraju i oczywiście i tutaj znalazły swoich wiernych fanów.

Choć Thompsonowi można zarzucić operowanie na najprostszych uczuciach, to bezsprzecznie robi to doskonale, a jego powieści wprost się połyka. A czytać jest co, gdyż zazwyczaj są to dość spore „grubasy”.

Parę dni temu do sprzedaży trafiła najnowsza powieść graficzna Craiga Thompsona: Kosmiczne rupiecie. Wcześniejsze pozycje ukazywały się zawsze w wersji czarno białej, tym razem otrzymujemy w pełni kolorową opowieść. I to już robi wrażenie, gdyż dopracowane i przepiękne rysunki Thompsona tylko dodatkowo zyskały na takiej formie prezentacji. Za kolory odpowiada Dave Steward, także uznany i utytułowany artysta.

„Rodzina to najważniejsza rzecz w galaktyce. Fiolet nie potrafi siedzieć bezczynnie, kiedy po jej ojcu ginie słuch. Za nic mając sobie czyhające pośród gwiazd niebezpieczeństwa, razem z paczką osobliwych przyjaciół wyrusza na poszukiwania. Ale przestrzeń kosmiczna zdaje się nie mieć końca, a Fiolet odkrywa, że jej tata jest w ogromnych, OGROMNYCH tarapatach. Lecz kiedy jego życie zawisa na włosku, nic jej nie powstrzyma przed próbą ocalenia swojej rodziny.”
Kosmiczne rupiecie to historia skierowana do wszystkich w dowolnym wieku, perypetie Fiolet z przyjemnością poznają zarówno dorośli jak i młodsi czytelnicy, a wprost idealnym sposobem lektury wydaje się czytanie jej dziecku przez rodziców. Tym bardziej, że Craig znowu igra z uczuciami czytelnika i co chwilę zmusza nas do zadumy, jednak jednocześnie nie brakuje tu humoru i czysto przygodowych czy wręcz awanturniczych wątków.

Głównym wątkiem jest motyw rodziny, i sił sprawiających, że jest tym czym jest. Jednocześnie autor ukazuje nie tylko powiązania między poszczególnymi członkami i to na wielu płaszczyznach (czy wręcz: gatunkach!), ale też ukazuje „rodzinę” jako grupy społeczne niekoniecznie połaczone więzami krwi. Otrzymujemy wiec spojrzenie na przyjaciół, kolegów ze szkoły, współpracowników i niestety nie zawsze więzy te są tak mocne, jakby pierwotnie mogło się wydawać. Stąd też opowieść wydaje się cenna właśnie dla młodszych czytelników, którzy być może mają jeszcze przed sobą tego typu życiowe rozczarowania.

Na szczęście mało subtelnego moralizatorstwa nie ma tu dużo, i mimo paru smutniejszych chwil, sporo tu momentów przepełnionych humorem i duchem przygody. Jedyne co niezbyt przypadło mi du gustu, to rozwiązanie wszystkich wątków, i sama końcówka. Nie chcę spojlerować, ale, mimo że zakończeniu jako samemu w sobie wiele zarzucić nie można, to jednak jest zbyt krystaliczne i idealne.

Jeszcze o szacie graficznej, gdyż gra ona tu niezwykle ważną rolę. Craig Thompson ma bardzo przyjemną i ciepłą kreskę, do tego w niniejszej powieści wspina się na szczyty kunsztu w odwzorowaniu najróżniejszych postaci czy pojazdów, nierzadko serwując nam oryginalne i bardzo ciekawe patenty, jak choćby przekroje statków kosmicznych. Do tego uwielbia się bawić układem kadrów i niestandardowym montażem wydarzeń, co tylko potęguje przyjemność z obcowania z lekturą. Z przepięknymi rysunkami idealnie współgrają dobrane kolory. Wyraźne, soczyste, to wprost perfekcyjna symbioza. Dave Steward zasłużył na brawa!

Tak samo jak Timof i cisi wspólnicy, czyli wydawca polskiej edycji. Mimo, że pojawiają się głosy niezadowolenia z powodu niezbyt dużego formatu, to prywatnie podczas lektury nie odniosłem żadnego dyskomfortu spowodowanego nieczytelnością czy to rysunków czy tekstu w dymkach. Natomiast wybitnie przypasowały mi pozostałe aspekty techniczne, szczególnie bardzo przyjemny papier czy doskonały druk. Mimo, że historia liczy naprawdę sporo stron, to nie zabrakło tu sporej dawki graficznych dodatków, które szczególnie po lektorze opowieści ogląda się z prawdziwą przyjemnością. Boli nieco cena, wynosząca oficjalnie 140 złotych, jednak otrzymujemy tu świetną formę wydania i opowieść jakby nie było rozpisaną na aż 400 stronach. A sama opowieść jest naprawdę warta tej ceny (a w dyskontach, czy na Gildii da się kupić i tak pewnie poniżej 100 złotych)! Od pierwszej do ostatniej strony podczas lektury bawiłem się po prostu wspaniale, i mimo że parę rysek na tym idealnym wizerunku by się znalazło, to jednak Kosmiczne rupiecie polecam wszystkim w dowolnym wieku. To po prostu wspaniała opowieść!
Read Full Post »