Kolorowe zeszyty przepełnione były propagandą, mocnym idealizowaniem wizerunku Milicji, do tego wiele tematów pozostawało tematami tabu, a nad wszystkim panowały nożyczki wszechobecnej cenzury. Jednak w tamtych czasach komiksy były, podobnie zresztą jak wiele towarów (młodsi – zapytajcie rodziców, w niektóre opowieści obecnie momentami aż trudno jest uwierzyć!), towarem deficytowym. A Żbik w większości przypadków się sprawdzał, mimo cenzury, propagandy i dziurawych oraz naiwnych scenariuszy, czytało się to dobrze i łykało jak doskonałe opowieści sensacyjne. Dziś na te historie patrzy się zupełnie inaczej, ale dla starszych wiekiem czytelników bezsprzecznie działa czynnik nostalgii. To tak jak z klockami LEGO – wiele zestawów z lat 80 była kanciasta i prosta, ale jednocześnie pełna uroku. Dziś w ramach nostalgii, kolejne pięć numerów:
15: Kocie oko (1971) Po zuchwałym napadzie na bank, łupem złodziei pada dwanaście milionów złotych. Do akcji wkracza kapitan Żbik i porucznik Ola. Misternie przygotowany przez przestępców plan niestety niweczy ich głupota oraz brak wzajemnego zaufania… Za stronę graficzna odpowiada Zbigniew Sobala, który w pierwszych Żbikach zupełnie się nie sprawdził, a tutaj o dziwo, da się jego obrazki oglądać! A i poczytać jest co, gdyż otrzymujemy po prostu całkiem niezłą opowieść sensacyjna. A ostatnie dwa kadry wymiatają! Plus za okładkę, mimo że trochę jej brakuje, to jednak czuć napięcie!
16: Czarna Nefretete (1971) Jak w każdym Żbiku i tutaj znajdziemy dziury fabularne, i to momentami mocno wkurzające, ale scenariusz daje radę. Kolekcjoner dzieł sztuki, Jan Mirski, rano wychodzi na tajemnicze spotkanie. Niestety spacer kończy się tragicznie. Do akcji wkracza Jan Żbik. Za rysunki odpowiada Grzegorz Rosiński, i wciąż wyraźnie widać ewolucję jego stylu. W Czarnej Nefretete jest już lepiej niż dobrze – postacie są wyraziste, łatwe do rozpoznania, do tego Rosiński nie szczędzi szczegółów anatomicznych. A jakie piękne kobiety rysuje Rosiński! Także tła są perfekcyjnie dopieszczone – obojętnie czy to pokój na komendzie, czy sklep z dziełami sztuki – jest co podziwiać! No i ta okładka!
17: „Złoty” Mauritius (1971) Na zlecenie cudzoziemca, dochodzi do spektakularnego napadu na konwój przewożący unikatowy znaczek, tytułowy „Złoty” Mauritius. Scenariusz pędzi na złamanie karku, i jest nawet dziś bardzo przyjemny w odbiorze. Tym bardziej, że towarzyszą mu rysunki Polcha! Tak, zgadza się, za sterami zasiada Bogusław Polch, znany głównie z Kovala czy Ekspedycji. Tu już doskonale widać przywiązanie Polcha do szczegółów, choć większość jego kadrów jednak nieco straszy, powiedziałbym, plastikowością. Ale i tak, jest to bardzo wysoki poziom, a do tego sceny akcji ogląda się naprawdę z przyjemnością. A jak Żbik daje w zęby – cacuszko!
18: Czarny parasol (1971), 19: Studnia (1971) Feliks werbuje dwóch kieszonkowców, i razem dokonują napadu „na parasol” na Centralę Sprzętu Medycznego. Do sprawy oddelegowany zostaje Kapitan Żbik. Który oczywiście staje na wysokości zadania, choć pozytywne zakończenie to głównie wynik niesnasek wśród przestępców, przypadkowych świadków oraz… oparów malin… Scenariusz rozwleczony na dwa numery nie jest zbyt dynamiczny, ale czyta się to przyzwoicie, choć historia zupełnie nie porywa. Podobnie jak rysunki Andrzeja Kamińskiego, których poziom może nie straszy, ale jest gorszy niż to co pokazał choćby Sobala w Kocim Oku.
Skomentuj