Daty, które umieszczam przy tytułach poszczególnych zeszytów, to daty pierwszej publikacji tychże zeszytów, czyli pierwszych wydań. Sam naprawdę nie pamiętam, kiedy dany zeszyt dokładnie się ukazał, stąd posiłkuję się internetem, a wiadomo jak to jest w tych internetach. W zależności od źródła, czasem daty pierwszych publikacji mogą się różnić, ale zazwyczaj staram się sprawdzić parę źródeł i wybrać to (te) najbardziej rzetelne. To tak słowem wyjaśnienia.
Dziś na tapecie przygody Żbika w demoludach, a przynajmniej w większości krajów które swego czasu w ich skład wchodziły. Na całą historię składa się w sumie pięć kolejnych zeszytów:
10: Zapalniczka z pozytywką (1970)
11: Spotkanie w „Kukerite” (1970)
12: Podwójny mat (1970)
13: Porwanie (1970)
14: Błękitna serpentyna (1970)
Na poniższym zdjęciu umieściłem jednak sześć albumów, po prostu ostatnią część posiadam w dwóch wydaniach. Zresztą nie bez powodu. Wszystkie albumy w których tytuł umieszczono na białym skośnym pasku to drugie wydania, z roku 1974. Pierwsze pod względem okładek niewiele się różniły, rysunki pozostały te same, jedynie tytuły były wykonane stylizowaną czcionką i umieszczone bezpośrednio na rysunku zdobiącym okładkę. Wyjątkiem jest część piąta historii: Błękitna serpentyna. Szukając po rożnych źródłach powody zmiany okładki znalazłem dwa. Pierwszy, logiczny, to forma skośnego paska, który zupełnie nie pasował na układ pierwotnej okładki i zasłaniałby bezsensownie ważne jej elementy – stąd trzeba było ją przerysować, by pasowała do takiej formy graficznej. Drugim powodem byłą cenzura, która przyczepiła się do zbyt skąpego stroju tancerki, stąd też ta zmiana. Jak dla mnie, w drugiej wersji Rosiński pokazał, że umie nadać rysowanym kobietom sporo seksapilu, nawet jak komuś to nie na rękę.
Właśnie, za rysunki we wszystkich pięciu numerach odpowiada wszem znany i lubiany Grzegorz Rosiński. Owszem, wczesny, ale już wyraźnie widać, że swój styl ma, a do tego wprost przepełniony jest talentem. Już dla rysunków bez wątpienia warto sięgnąć po te kolorowe zeszyty, a dodatkowym atutem jest scenariusz. Żeby nie było: pełny dziur fabularnych, głupot, bez pełnego zakończenia, z wieloma bezsensami i przepełniony propagandą, ale mimo to, czyta się to wyśmienicie! Historia polowania na doskonale (no powiedzmy, że doskonale) zorganizowaną grupę przemytników opowiedziana jest z werwą, dynamicznie, a Rosiński ewidentnie doskonale się czuje, pokazując wręcz filmowe prowadzenie akcji. Jeżeli macie ochotę poznać bliżej, co też w tych pięciu zeszytach się wyprawia, serdecznie zapraszam na polecany już przeze mnie blog Kapitan Żbik – kultowy komiks PRL.
„Zapalniczka z pozytywką” została narysowana w 1969 roku. Na moim blogu jest spis kolejnych komiksów z datami narysowania. Wątpliwości są przy niektórych komiksach Z. Sobali. Podaje się dla pierwszych zeszytów 1967 i 1968 rok. W komiksach jego autorstwa nie zamieszczano daty narysowania.
Dzięki za komentarz na blogu :).
Zapraszam w wolnej chwili do poczytania.
Cała Pentalogia „Zapalniczka z pozytywką” jest bez wątpienia najlepszą mini-serią w serii. Ma sporo wad scenariuszowych ale i tak uważam ją za swoisty bestseller rozpoczynający złotą erę „Żbików”. Rosiński na tle mizerii poprzednik prezentuje się jak Mistrz na tle amatorów :).