Nie tak dawno zachwalałem Wam przepiękne wznowienie klasycznej komiksowej serii „Bogowie z kosmosu„, która właśnie ukazała się na naszym rynku. Wydanie przepiękne: twarda oprawa, 400 stron, format A4, bardzo atrakcyjna cena, choć nie obyło się bez potknięć (okładka, marne dodatki, przycięte okładki albumów). Większość osób pamiętających tę serię z dzieciństwa zapewne wspomina ją bardzo dobrze, ale jednak były to inne czasy, a jak chociaż dobrze wiemy na przykładzie klocków LEGO, sentyment to niezwykle silne uczucie, które skutecznie może zafałszować prawdziwe odczucia. Jak jest wiec z Ekspedycją? Jestem właśnie świeżo po lekturze, pozwólcie więc, że króciutko podzielę się swoimi wrażeniami a jednocześnie zaprezentuję Wam, moim zdaniem rewelacyjne, okładki oryginalnych albumów.
Dla przypomnienia, zarys samej historii, prosto z materiałów od wydawcy:
Przed tysiącami lat Ziemię nawiedzili kosmici z planety Des. Dowodzeni przez Ais przybysze chcieli zbudować na naszej planecie inteligentną cywilizację. Było to nie lada wyzwanie, zwłaszcza że na przeszkodzie planom ambitnej przywódczyni stawały bunty wśród załogi czy szalony naukowiec i jego zwolennicy. Gdy sytuacja wydawała się być bliska opanowania, Wielki Mózg panujący na Des postanowił zatopić Wielką Wyspę, na której pracowali kosmiczni naukowcy…
Seria składa się z ośmiu albumów, wydarzenia są poprowadzone bardzo sprawnie, akcja gna na złamanie karku, i potrafi wciągnąć czytelnika w wir wydarzeń. Tak było w latach dziewięćdziesiątych, tak jest i teraz. Scenariusz zupełnie się nie postarzał, mimo, że obecnie inaczej patrzy się na tezy Ericha von Dänikena, to jednak jako rozrywka sprawdzają się idealnie, a w końcu, „kto zagwarantuje, że tak nie było”. Są dziury, są irytujące momenty, są głupoty. Ale na szczęście nie ma ich wiele, a sam obiór historii wiele z ich powodu nie traci.
Warto zwrócić uwagę, że na czele ekspedycji stoi Ais, kobieta nie tylko piękna, ale też rozważna, mądra i roztropna. Co ciekawe, jest ona jedyną kobietą wśród członków załogi, co zresztą zostaje w samej historii wyraźnie podkreślone, a taka decyzja jest podważona i prowadzi do tragicznych skutków. Pozostali bohaterowie to w większości niestety tło, choć niektórych naprawdę da się lubić, a mój ulubiony „hero” z tej historii – Rama – nadal nie zawodzi, i swoją drogą, dziwnym trafem bardzo przypomina Funkego…
Osiem albumów to historia rozwoju cywilizacji na niebieskiej planecie, autorzy by ją przedstawić sięgają zarówno po mity związane z Atlantydą jak i Biblię, co momentami może wydawać się dość kontrowersyjne, choć zostało wplecione całkiem ciekawie w całość historii. W przypadku Starego Testamentu odnoszę wrażenie, że autorzy nieco się pogubili, i zmuszeni trzymania się znanych wydarzeń, mieli problemy z sensownym wpleceniem ich w historię ingerencji jakby nie było, kosmitów. Warto zaznaczyć, co też zresztą podkreśla Polch w wywiadzie umieszczonym na końcu albumu, że historia mogła trwać jeszcze wiele albumów, wszak odpowiednich źródeł, podań, legend i mitów nie brakuje i idealnie moglibyśmy z Ais i jej następczyniami dotrwać nawet do dzisiejszych czasów.
Pod względem oprawy graficznej komiks nadal sprawia ogromne wrażenie, a Polch ukazuje swój kunszt szczególnie w przedstawieniu techniki, pojazdów kosmicznych, urządzeń czy uzbrojenia. To co mi niezwykle przypadło do gustu, to wyraźnie zarysowany rozwój, nie tylko cywilizacji, ale i kosmitów. Mimo że obracamy się w zamkniętym gronie bohaterów, to czas płynie niezwykle szybko, co wyraźnie widać choćby po kostiumach! W pierwszym tomie warto zauważyć co nosili nasi bohaterowie, oraz jakie mieli proste hełmy, w tomie trzecim widoczny jest już znaczny progres, i tak jest do końca historii. Dotyczy to także oczywiście pojazdów kosmicznych i innych urządzeń.
Sam poziom rysunków jest różny. W pierwszym albumie widać wyraźnie problemy z przedstawieniem postaci, szczególnie jeżeli chodzi o twarze. Podczas pierwszej przemowy, fryzura i twarz Ais zmienia się z kadru na kadr, momentami wyglądając wręcz karykaturalnie. Na szczęście Polch szybko nabrał wprawy i kolejne strony to już prawdziwa jazda bez trzymanki! Atak pumy, przewrócone krzesło, rozbity hełm, urządzenie tłumaczące i wiele, wiele innych smaczków! Ten album się wręcz podziwia! I ten wąż!
W drugim albumie: Ludzie i potwory, Polch pokazał, że oprócz technicznie perfekcyjnych urządzeń potrafi stworzyć niezwykłe i straszne stwory, i tylko szkoda, że bitwa trwa zaledwie parę kadrów. Trzeci album Walka o planetę jest pierwszym który czytałem jako dziecko i zrobił wtedy na mnie ogromne wrażenie. Polch po prostu tu wymiata: jego rysunki są perfekcyjne, a i sam scenariusz potrafi skutecznie zachwycić i co najlepsze, wzruszyć. Niestety, obecnie na przykładzie tej części widać doskonale głupotki scenariuszowe, jak choćby szklana tuba w pojeździe insektów „idealnie na rozmiar” człowieka, próba zatopienia zamiast od razu wykończenia, czy przerwa specjalnie na znalezienie noża. Na szczęście świetne momenty tej historii wynagradzają niedociągnięcia.
Bunt olbrzymów zaczyna się od trzęsienia ziemi, a dalej jest tylko lepiej. Świetnie narysowane, świetnie poprowadzone. Zagłada wielkiej wyspy nadal utrzymuje poziom, a przy okazji pokazuje wielki przeskok technologiczny wśród kosmitów. Dodatkowo Ais swoją postawą zdobywa już na zawsze nasze serca! Napięcie nie spada do ostatnich stron albumu!
Szósty album, Planeta pod kontrolą, to spore zmiany. Zarówno w samym scenariuszu, jak i przedstawieniu historii. Poziom rysunków gwałtownie spada, Polch niestety zaczyna odwalać fuszerkę. Na szczęście słaby Polch to nadal rewelacyjna oprawa graficzna, tylko że nawala jeszcze kolorystyka – większość kadrów pomalowane jest burymi i w dziwnych odcieniach zieleni czy fioletu plamami. Wygląda to momentami strasznie! Dodatkowo pojawiają się wyraźne nawiązania do Biblii o których wspomnąłem wcześniej, całkiem ciekawie powiązane z całą historią, ale często nieco niezgrabne. Kolejny album, Tajemnica piramidy to bezpośrednia kontynuacja, rysunkowo może nieco lepiej, ale nada niektóre kadry, szczególnie przez kolory, straszą. Ostatni rozkaz stara się zamknąć całość historii, choć od razu ostrzegam, nie wszystkie wątki zostaną definitywnie rozwiązane, ale na szczęście na tyle, byśmy nie czuli niedosytu czy uczucia urwanej opowieści. Graficznie nie jest źle, odnoszę wrażenie, że znacznie lepiej niż w dwóch poprzednich albumach. Pod względem scenariusza nie jest najlepiej, acz czyta się dobrze, choć do poziomu pierwszych albumów niestety jest daleko.
Całość sprawdza się naprawdę świetnie i jak najbardziej broni się także w naszych czasach. Warto poznać przygody ekipy z planety Des, i mimo różnego poziomu, zarówno scenariuszowego jak i rysunkowego, ja czuję satysfakcję z lektury. Bawiłem się świetnie, tak samo dobrze jak te… 30 lat temu…
Polecam!
Nie na temat – w kioskach jest specjalny numer Chimy z 30256. Za 15 zł.
Dawno dawno temu czytałem Bunt Olbrzymów i Zagładę Wielkiej Wyspy. Ładnie Nori. Grasz na sentymentach 😉
Podobieństwo Ramy do Kovala nieprzypadkowe. W końcu Ais i Brenda Lee to ta sama postać. Żona Polcha.